Żelazna lady francuskich finansów

Gdy uczestnicy spotkania ministrów finansów G8 ustawiali się do „zdjęcia rodzinnego“, operator krzyknął: „Wreszcie widzę jakieś nogi“. Chodziło o Christine Lagarde, która odpowiada za reformę finansów we Francji i jest pierwszą w historii G8 kobietą w gronie zarządzających finansami.

Publikacja: 11.01.2008 08:18

Żelazna lady francuskich finansów

Foto: AP

Nicolas Sarkozy, jako nowy prezydent Francji, potrzebował kogoś, kto błyskawicznie weźmie się do roboty i zreformuje publiczne finanse. Wybrał Christine Lagarde.

– We Francji za dużo się myśli i debatuje. Dosyć tego. Trzeba zawinąć rękawy i wziąć się do roboty – wtóruje prezydentowi minister finansów. – A jeśli znajdziecie pracę, którą naprawdę pokochacie, nie poczujecie, że to praca. Francuzi powinni ciężej pracować, więcej zarabiać i otrzymać nagrodę w postaci niższych podatków, jeśli się wzbogacą – mówiła, przedstawiając reformę podatkową.

Była przekonująca, bo doskonale wie, co to znaczy ciężko pracować. Christine Lagarde była pierwszą kobietą na stanowisku prezesa międzynarodowej kancelarii prawnej Baker & McKenzie, gdzie podlegało jej 8 tysięcy pracowników w 66 krajach. Doprowadziła do wzrostu jej przychodów do prawie 2 mld dolarów. Zawdzięcza to swojej pracowitości.

Christine Lagarde – wysoka i elegancka, jej młodą twarz wyszlachetniają siwiałe włosy. Jest typowym członkiem francuskiej administracji, w której dobre wykształcenie pozwala politykom objąć każdą ministerialną tekę. Starannie wykształcona, sprawdziła się już w porzednich rządach na stanowisku ministra rolnictwa i rybołówstwa, jak i szefa resortu handlu. „Forbes Magazine“ umieścił ją na 30. miejscu wśród najbardziej wpływowych kobiet świata.

Z wykształcenia jest prawnikiem, ukończyła Universite de Paris, ale posiada też dyplom nauk politycznych Universite Aix - en -Provence. Dodatkowo jeszcze dyplomy ukończenia prawa pracy. Angielskiego nauczyła się w Holton School w Bethesda.

Podobnie jak Monika Lewinsky była praktykantką, tyle że nie w Białym Domu, lecz na Kapitolu, gdzie została asystentką kongresmena Williama Cohena. Po tym doświadczeniu chciała dostać się do którejś ze słynnych kancelarii prawnych. W pierwszej, do której się zgłosiła (Lagarde dzisiaj nie chce wymienić jej nazwy), usłyszała: „Zatrudnimy cię, ale nie dostaniesz pracy, jeżeli marzy ci się zostanie partnerem“. Nie dostała pracy. Ostatecznie w 1981 roku przyjęto ją do renomowanej światowej kancelarii prawnej Baker & McKenzie. Sześć lat później awansowała na jej partnera. Po kolejnych czterech latach została szefową paryskiego biura. Weszła do zarządu w 1995 roku, cztery lata później awansowała na prezesa.Pierwszego dnia po objęciu stanowiska ustanowiła zasady, według których firma będzie działała. Zapamiętano ją, jak powtarza swoją mantrę: klient jest najważniejszy • nie ma czasu do stracenia • usuwamy telefony z biurek • podstawa działania to wzajemny szacunek • dostaniesz tyle, ile sam włożysz • bądź lojalny wobec siebie • zachowaj poczucie humoru.

Zasady mogły się wydawać oczywiste i mało rewolucyjne, ale właściwa ich interpretacja doprowadziła do 30-procentowego wzrostu zysku – do 2 mld dol. – w okresie jej prezesury. Jeśli Christine Lagarde chce coś zrobić, zbiera małą grupkę pracowników i zostawia ich, aby bez jej udziału doprowadzili sprawę tak daleko, jak to tylko możliwe.

W 2005 roku, kiedy wszyscy byli przekonani, że kolejną kadencję będzie szefować slynnej kancelarii, skusiła się na znacznie gorzej płatną posadę ministerialną we francuskim rządzie. Zamiast 660 tysięcy euro rocznie miała zarabiać 110 tys. euro. Niedługo potem pokazała francuskim firmom, że postawa roszczeniowa wcale nie jest korzystna dla nich samych. A jako minister handlu (2005 – maj 2007 r.) nie walczyła o subsydia, lecz o rynki zbytu, jednocześnie skupiła się na promowaniu sektora technologii. W roku 2005 francuski eksport doszedł do rekordowego poziomu. Zbytu na technologie i biotechnologie Lagarde szukała w Chinach, Rosji, Japonii, Indiach i USA. Rozmawiała z przedsiębiorcami w Polsce, kiedy przyjechała do Wrocławia na Futuralia.

18 maja 2007 r. otrzymała tekę ministra rolnictwa, ale nie na długo. Premier Francois Fillon mianował ją wkrótce ministrem finansów. Na każdym stanowisku, jakie zajmowała, sprawdzała się znakomicie.

Pytana, jak to się dzieje, że praktycznie wszystko w życiu jej się udawało, odpowiada: – Kobiety są jak broń i świat powinien być w nią jak najlepiej wyposażony.

Nie ukrywa, że nie jest łatwo być matką, żoną i prezesem dużej firmy czy ważnym ministrem. Ma dwóch nastoletnich synów. – Trzeba umieć wybierać – przekonuje. – Niektóre rzeczy można odłożyć, zrobić je później. Przez cztery lata prezesowania w Baker & McKenzie nie obejrzałam ani jednego filmu czy sztuki w teatrze. Ale zrobię to później. I nie jest to rezygnacja, tylko odłożenie niektórych czynności w czasie.

Uważa, że kobiety są o wiele wydajniejsze w pracy. – Żadna z nas nie zostanie w biurze jedynie po to, żeby przeczytać gazetę czy pograć sobie na komputerze, tylko natychmiast spieszy się do domu, bo chce być z rodziną – dodaje.

Christine Lagarde nie ukrywa, że prawdziwy rozkwit kariery zawdzięcza również kobiecie, która była partnerem w B&M. Kiedy Lagarde pięła się w górę, cały czas miała jej wsparcie. – Ale, niestety, zdarza się, że kobiety są największymi wrogami samych siebie – podkreśla.

I jeszcze jedna żelazna zasada: zawsze dbaj o zdrowie i o wygląd zewnętrzny. Żeby nadążać za tym wszystkim, co masz do zrobienia, musisz być w doskonałej kondycji – mówi. Po dwóch latach uprawiania jogi zdała sobie sprawę, jak bardzo jest to dla niej korzystne.

Teraz największym wyzwaniem jest uporządkowanie francuskich finansów. Nie boi się powiedzieć, że przewiduje sprzedaż Electricité de France. – W 2008 roku? To prawdopodobne – potwierdza. Dla finansów publicznych byłby to ogromny zastrzyk. Gdyby sprzedała 15 z 85 procent akcji EDF, otrzymałaby około 22 mld dolarów.

Przyszło jej działać w warunkach podwyższonej inflacji, bardzo drogiej ropy naftowej. Ale dla Lagarde są to tylko finanse. – Inflacja? I tak kontrolujemy ją znacznie lepiej niż sąsiedzi – mówi. – W 2008 roku powinno to być 1,6 proc., o 0,1 proc. wyżej niż w 2007. Droga ropa? Nie przewiduję, by jej ceny w tym roku spadły. Więc skoro nie ma innego wyjścia, Francuzi muszą zmienić swoje przyzwyczajenia. Niech nie jadą do pracy samochodem, tylko skorzystają z transportu publicznego. Znacznie zdrowiej będzie także, jeśli wsiądą na rower albo się przespacerują. Nie ukrywa, że we francuskiej gospodarce niezmiennie denerwuje ją sztywny gorset przepisów.

– Wyprzedaże tylko dwa razy w roku i nie dłużej niż przez sześć tygodni? To absurd – stwierdza. – Cokolwiek może pobudzić konsumentów, jest dobre. Jeśli jakiś sklep chce sprzedawać taniej, to czemu ma tego nie robić?Zapowiada wywieranie presji na supermarkety i producentów żywności, by nie podnosili cen. I obiecuje Francuzom reformę finansów publicznych, jakiej jeszcze w tym kraju nie było.

– Zamówiliśmy audyt, by dokładnie przyjrzeć się wszystkim podatkom i transferom socjalnym. Naszym celem jest rozwiązanie, które będzie wsparciem dla wzrostu gospodarczego – podkreśla.

Broni ludzi bogatych i chciałaby ściągnąć najbogatszych podatników do kraju. - Nie widzę powodu, by ktoś wstydził się bogactwa. Ale znów jest to coś za coś. Nikt nie wróci do kraju, w którym miałby płacić wysokie podatki. – Dla Francji byłaby to rewolucja – uważa Eric Chaney, główny ekonomista Morgan Stanley. Według niego Sarkozy i Lagarde to świetny duet, a reformy finansów publicznych przyszły w najlepszym czasie.

Nicolas Sarkozy, jako nowy prezydent Francji, potrzebował kogoś, kto błyskawicznie weźmie się do roboty i zreformuje publiczne finanse. Wybrał Christine Lagarde.

– We Francji za dużo się myśli i debatuje. Dosyć tego. Trzeba zawinąć rękawy i wziąć się do roboty – wtóruje prezydentowi minister finansów. – A jeśli znajdziecie pracę, którą naprawdę pokochacie, nie poczujecie, że to praca. Francuzi powinni ciężej pracować, więcej zarabiać i otrzymać nagrodę w postaci niższych podatków, jeśli się wzbogacą – mówiła, przedstawiając reformę podatkową.

Pozostało 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację