Gdzie jest nowa polityka gospodarcza

Konserwowanie mało efektywnych struktur w gospodarce spowoduje stałą degradację naszej pozycji w Europie – pisze prezes zarządu WestLB Bank Polska

Publikacja: 25.04.2008 04:21

Red

W debacie nt. modelu rozwoju gospodarczego i systemowej reformy finansów publicznych w Polsce oczekiwać należy twardego zdefiniowania prerogatyw biednej koalicji konserwatywno-centroliberalnej, szczególnie w okresie, kiedy osiąga ona w ostatnim okresie rekordowe oceny popularności i zaufania opinii publicznej.

W oczach uczestników życia gospodarczego sytuacja przedstawia się dziś następująco: rząd poprzez Ministerstwo Finansów werbalnie podkreśla chęć trwałego spełnienia kryteriów fiskalnych, ale bardzo ostrożnie wypowiada się na temat daty wejścia do strefy euro bądź sugeruje na tyle odległy co bezpieczny, a przede wszystkim niekontrowersyjny przedział czasowy. Z kolei NBP równie niejasno wypowiada się na temat spełnienia kryterium inflacyjnego, podkreślając swój dystans wobec szybkiego członkostwa w strefie euro. Wszystko to odbywa się w diametralnie niepewnym otoczeniu międzynarodowym, bardzo utrudniającym tworzenie wiarygodnych i sensownych modeli prognoz koniunkturalnych. Te czynniki dodatkowego ryzyka to: ciągły wzrost cen surowców, w tym przede wszystkim nośników energii i żywności, oraz kryzys kredytowy międzynarodowych rynków finansowych o nie do końca możliwych do przewidzenia dla naszej gospodarki konsekwencjach. Wzrost cen żywności wynika głównie z czynników dla naszej gospodarki egzogenicznych, tzn. wzrostu popytu konsumpcyjnego w Chinach i Indiach, a dostosowanie światowej podaży żywności do trwale wyższego popytu może potrwać dobrych kilka lat. Zwiększony popyt na produkty rolne wynika również z błędnych co do diagnozy i histerycznych w formie pomysłów zastępowania ropy naftowej biopaliwami i z pseudonaukowej dyskusji o ociepleniu klimatu globalnego prowadzonej najwyraźniej w interesie silnego lobby biopaliwowego z elementami ekoterroru. Trwałość wzrostu cen paliw i surowców przemysłowych, na co wskazuje m.in. prof. Winiecki, wynika również z faktu, że niektóre kraje, jak Chiny czy Indie, znajdują się w okresie budowy infrastruktury technicznej nowoczesnej gospodarki przemysłowej. Proces ten powoduje zwykle wzmożony popyt na stal, cement, energię, surowce energetyczne i powinien trwać ok. dekady, co pokazują doświadczenia poprzedniego tego rodzaju cyklu. Nie możemy zatem liczyć na odwrócenie tego trendu w dającej się przewidzieć przyszłości.

Podejmując decyzje o długoterminowym zaangażowaniu kapitałowym, inwestorzy muszą uzasadnić ich słuszność. Ważnym czynnikiem decyzyjnym jest tu oczywiście nadzieja na trwałość dynamiki rozwoju gospodarki światowej, która w ostatnich czterech latach rosła przeciętnie o ok. 5 proc. rocznie, zwłaszcza w kontekście stale pogłębiającego się międzynarodowego podziału pracy i wiedzy. Jednak wobec spodziewanego obniżenia aktywności gospodarczej w USA i innych krajach trudno założyć trwałość światowego wzrostu gospodarczego na dotychczasowym wysokim poziomie.

Uleganie klientyzmowi silnie uzwiązkowionych, lecz praktycznie nieistotnych z punktu widzenia tworzenia PKB branż nie zostało przez obecny rząd zahamowane

Czego zatem w tym złożonym otoczeniu zewnętrznym oczekiwać można od polityki gospodarczej? Przede wszystkim globalna konkurencja o lokalizacje inwestycji, na których tak bardzo nam zależy, nie da się pogodzić na dłuższą metę z ekspansywną polityką finansową rządu, który długiem publicznym finansuje zwiększone wydatki. Wyższe wydatki publiczne nie zneutralizują opisanych powyżej niepewności. Efekty zwiększonych wydatków publicznych (nawet tych o charakterze inwestycyjnym), które charakteryzują się generalnie niższą w porównaniu z inwestycjami prywatnymi rentownością, dodatkowo przy otwartym charakterze naszej gospodarki, będą szybko zneutralizowane, a ich jedynym skutkiem będą wyższe deficyty budżetowe i marnotrawstwo środków publicznych. Wiara, że w ten sposób państwo może zwiększyć rentowność zaangażowanego kapitału, była jednym z największych błędów keynesistów. Wiele badań empirycznych udowadnia powyższą tezę.

Odpowiedzią na wyzwania współczesności powinna być taka polityka gospodarcza, która nie kwestionuje słuszności podstawowych zasad gospodarki rynkowej, takich jak podporządkowanie wolnej konkurencji rynków narodowych i międzynarodowych, poszanowanie i nienaruszalność własności prywatnej, swoboda prowadzenia działalności gospodarczej czy prowadzenie odpowiedzialnej wolnorynkowej polityki gospodarczej.

Są to zaledwie nieliczne postulaty zgłaszane pod adresem polityków gospodarczych. Lecz nawet te ostrożne sformułowania są dzisiaj kwestionowane. Jesteśmy na dobrej drodze stopniowego odchodzenia od kultury odpowiedzialnej wolności, na bazie której można zbudować obywatelskie społeczeństwo dobrobytu. Lista przepisów ograniczająca wolność jednostki wydłuża się u nas z każdym rokiem. Zgodnie z rankingiem OECD poziomu regulacji byliśmy zarówno w 1998, jak i w 2003 r. na ostatnim miejscu, podobnie będzie, gdy ukaże się raport tegoroczny. Według światowego rankingu wolności gospodarczej (2007 Index of Economic Freedom) sporządzonego przez Heritage Foundation i „Wall Street Journal” Polska zajmuje 87. miejsce. W 2004 r. byliśmy jeszcze na miejscu 56. – 57. Rośnie poziom wydatków publicznych w PKB. W 2005 r. stanowiły one już ponad 43 proc. PKB – jeden z najwyższych wskaźników w UE. Poziom wydatków sztywnych w wydatkach publicznych za rządów PiS wzrósł z 65 proc. do aż 75 proc. (wg analityków oceniających budżet 2008 r.).

Nasza pozycja konkurencyjna ulega zatem stałej degradacji. Uleganie klientyzmowi silnie uzwiązkowionych, lecz praktycznie nieistotnych z punktu widzenia tworzenia PKB branż nie zostało przez obecny rząd zahamowane. Trudno zrozumieć, co kieruje urzędnikami w Ministerstwie Infrastruktury, którzy próbują zahamować ze względu na interes konsumentów, ale również ze względu na konkurencyjność naszych przedsiębiorstw, bardzo pożądane próby ograniczania oligopolistycznej struktury polskiego rynku telekomunikacyjnego przez URE. Dominacja tak istotnego segmentu gospodarki przez jeden podmiot, jakim jest TP SA, skutkuje zawyżonymi rachunkami za usługi telekomunikacyjne (najwyższymi w UE), które wszyscy płacimy. Infrastruktura przesyłowa dawnego monopolisty powinna zostać udostępniona konkurencji na zasadach rynkowych, a jeśli jest to z różnych względów niemożliwe, powinna być wydzielona i przeniesiona do innego podmiotu. Interes Polski oraz wspomniane wcześniej zasady wolnego rynku wymagają udzielenia prezes UKE bezwzględnego wsparcia w walce o przejrzystość reguł gry na rynku telekomunikacyjnym zamiast tworzenia niebezpiecznego wrażenia ulegania interesom oligopoli.

Również w energetyce walka z oligopolami oraz rzeczywista konkurencja między producentami i dostawcami energii byłaby strategią bardziej zrozumiałą niż konserwowanie niekonkurencyjnych i mało efektywnych struktur niebędących w stanie, jak dotąd, realizować koniecznych inwestycji odtworzeniowych. Wszystko to odbywa się pod hasłem zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego, ale w rzeczywistości jest jego zaprzeczeniem. Przykładów podobnych można zresztą podać wiele.

Generalnie brakuje jasno sformułowanej deklaracji rządu, jakie priorytety gospodarczo-społeczne zamierza w czasie obecnej kadencji zrealizować. Inwestorzy mają coraz większe problemy interpretacyjne w ocenie perspektyw rozwojowych Polski.

Jeśli chodzi o kryteria konwergencji, to obecnie mamy niespełnione kryteria inflacyjne, fiskalne (traktowane łącznie w perspektywie lat 2009 – 2010) i legislacyjne oraz zagrożone kryterium długoterminowych stóp procentowych.

Percepcji Polski jako silnej gospodarki europejskiej pomógłby mocny przekaz ze strony rządu, nawet „szarpnięcie cuglami”

Percepcji Polski jako silnej i perspektywicznej gospodarki europejskiej pomógłby mocny przekaz ze strony rządu, żeby nie użyć terminu „szarpnięcia cuglami”, ale w innym sensie. Tym przekazem powinna być jasna deklaracja co do przestrzegania zasad wolności i konkurencji. Nie są one bynajmniej sprzeczne z zasadą solidarności i wyrównywania różnic społecznych. Wręcz przeciwnie. Te ostatnie mogą być skutecznie realizowane tylko w liberalnych i wolnorynkowych strukturach ustroju gospodarczego. Nie powinniśmy przy tym unikać porównań z innymi alternatywnymi koncepcjami rozwojowymi. Jest to z jednej strony bezwzględny i gardzący podmiotowością jednostki pseudoliberalizm, próbujący usprawiedliwić niewyobrażalne bogactwo nielicznych kosztem ogółu społeczeństwa w niektórych krajach transformacji, jak np. w Rosji. Koncepcjom tym brakuje nie tylko respektu dla indywiduum i praw jednostek, ale również minimum społecznej wrażliwości.

W liberalnym modelu gospodarki rynkowej nie ma żadnego uzasadnienia dla tego typu struktur oligarchicznych zarówno w życiu gospodarczym, jak i politycznym.

Z drugiej strony widzimy wzrost popularności koncepcji neointerwencjonistycznych, mających swojego wybitnego reprezentanta w osobie Hugo Chaveza – solidnie niezrównoważonego emocjonalnie demagoga latynoskiego. Ale osób takich nie brakuje zarówno w krajach nam dużo bliższych (Oskar Lafontaine, szef populistycznej Nowej Lewicy w Niemczech) czy w samej Polsce (Lepper oraz jego intelektualni alter ego – Sierakowski czy Żakowski). Niektóre elementy tego typu myślenia, które odpowiedzi na skomplikowane procesy szuka w prostych postulatach typu wzmocnienie instytucji państwa czy ograniczanie wolności obywatelskich, można też odnaleźć w działaniach i wypowiedziach Jarosława Kaczyńskiego.

Czego zatem należy oczekiwać od liberalno-konserwatywnego rządu? Pierwszym znakiem rozpoznawczym powinno być stałe dążenie do konsolidacji finansów publicznych. Nikt nie powinien być zainteresowany bankructwem państwa. W długim okresie państwo powinno maksymalnie tyle wydawać, ile ma wpływów budżetowych, a to oznacza zrównoważone finanse publiczne. Wbrew opinii niektórych ekonomistów (T. Gruszecki) musi być to możliwe w kraju charakteryzującym się najwyższym w Europie wyłudzaniem pieniędzy publicznych z jednej strony (rent inwalidzkich mamy w Polsce trzy razy więcej niż Czesi, dotacje do ZUS wynoszą ok. 30 mld zł rocznie i ciągle rosną) oraz osiągającym bardzo wysokie stopy wzrostu gospodarczego z drugiej strony. Obciążanie przyszłych generacji spłatą długu zaciągniętego na coś, co jest skrajnie nieefektywne, jest czymś niesprawiedliwym i nieodpowiedzialnym. Jeszcze w tej kadencji Sejmu powinna być uchwalona poprawka konstytucyjna zakazująca zaciągania nowych długów. Dla konstrukcji przyszłych budżetów powinny być też zdefiniowane górne granice wzrostu wydatków publicznych.

Jeśli chodzi o rynek pracy, liberalno-konserwatywna polityka powinna generalnie stawiać na aktywację zawodową pracobiorców, a nie ich alimentację. Polityka chowania głowy w piasek, co czyniły wszystkie poprzednie rządy, nie jest już możliwa. Konieczne jest podniesienie wieku emerytalnego kobiet do poziomu obecnego wieku emerytalnego mężczyzn, a nawet jego podniesienie do 67 lat. Również emerytury pomostowe powinny być dużo mniej liczne niż obecne wcześniejsze emerytury, a po drugie dużo niższe.

W zakresie poprawy jakości regulacji gospodarczych i usuwania barier dla biznesu wydaje się istnieć duży konsensus większości ugrupowań politycznych. Należy mocno kibicować posłowi Palikotowi i jego komisji, żeby udało się wreszcie odwrócić trend nieustannego utrudniania życia przedsiębiorcom i psucia klimatu przedsiębiorczości w Polsce tolerowanego i pogłębianego przez wszystkie rządy bez wyjątku od czasu reform prof. Leszka Balcerowicza.

Polityka podatkowa centroliberalnego rządu powinna się kierować maksymą – prościej, niżej, sprawiedliwiej. Wszystkie te cechy spełnia koncepcja podatku liniowego, który szczególnie w sytuacji szybkiego wzrostu jednostkowych kosztów produkcji może pomóc wykreować nową dynamikę rozwojową niezbędną dla zapewnienia konkurencyjności naszych produktów na rynku wewnętrznym i w eksporcie.

Ostatnia kwestia, na którą chciałbym zwrócić uwagę, jest kwestią kształcenia na poziomie podstawowym i wyższym. Tylko wykształceni mężczyźni i kobiety ze swoją kreatywnością i innowacyjnością przekładającą się na tworzenie nowych produktów są w stanie zapewnić dobrobyt Polski. Nie jesteśmy już krajem taniej siły roboczej, ten element nie odgrywa już większej roli przy podejmowaniu decyzji o inwestycjach koncernów międzynarodowych relokujących procesy produkcyjne do naszego kraju. W tej dziedzinie jest bardzo dużo do zrobienia, państwo liberalne w szczególności powinno zapewnić równy dostęp do wiedzy poprzez sprawiedliwy przydział stypendiów dla osób gorzej sytuowanych materialnie. Nie można dalej tolerować coraz głębszego rozwarstwienia w dostępie do wiedzy w szeroko pojętym interesie nas wszystkich.

Są to zaledwie nieliczne postulaty, których realizacja w moim głębokim przekonaniu powinna Polsce nadać nową dynamikę rozwojową i zapewnić należną silną pozycję w UE. Jeśli ich realizacja nie rozpocznie się dzisiaj, to mam duże wątpliwości, czy rozpocznie się kiedykolwiek. Trzeba tylko chcieć chcieć.

W debacie nt. modelu rozwoju gospodarczego i systemowej reformy finansów publicznych w Polsce oczekiwać należy twardego zdefiniowania prerogatyw biednej koalicji konserwatywno-centroliberalnej, szczególnie w okresie, kiedy osiąga ona w ostatnim okresie rekordowe oceny popularności i zaufania opinii publicznej.

W oczach uczestników życia gospodarczego sytuacja przedstawia się dziś następująco: rząd poprzez Ministerstwo Finansów werbalnie podkreśla chęć trwałego spełnienia kryteriów fiskalnych, ale bardzo ostrożnie wypowiada się na temat daty wejścia do strefy euro bądź sugeruje na tyle odległy co bezpieczny, a przede wszystkim niekontrowersyjny przedział czasowy. Z kolei NBP równie niejasno wypowiada się na temat spełnienia kryterium inflacyjnego, podkreślając swój dystans wobec szybkiego członkostwa w strefie euro. Wszystko to odbywa się w diametralnie niepewnym otoczeniu międzynarodowym, bardzo utrudniającym tworzenie wiarygodnych i sensownych modeli prognoz koniunkturalnych. Te czynniki dodatkowego ryzyka to: ciągły wzrost cen surowców, w tym przede wszystkim nośników energii i żywności, oraz kryzys kredytowy międzynarodowych rynków finansowych o nie do końca możliwych do przewidzenia dla naszej gospodarki konsekwencjach. Wzrost cen żywności wynika głównie z czynników dla naszej gospodarki egzogenicznych, tzn. wzrostu popytu konsumpcyjnego w Chinach i Indiach, a dostosowanie światowej podaży żywności do trwale wyższego popytu może potrwać dobrych kilka lat. Zwiększony popyt na produkty rolne wynika również z błędnych co do diagnozy i histerycznych w formie pomysłów zastępowania ropy naftowej biopaliwami i z pseudonaukowej dyskusji o ociepleniu klimatu globalnego prowadzonej najwyraźniej w interesie silnego lobby biopaliwowego z elementami ekoterroru. Trwałość wzrostu cen paliw i surowców przemysłowych, na co wskazuje m.in. prof. Winiecki, wynika również z faktu, że niektóre kraje, jak Chiny czy Indie, znajdują się w okresie budowy infrastruktury technicznej nowoczesnej gospodarki przemysłowej. Proces ten powoduje zwykle wzmożony popyt na stal, cement, energię, surowce energetyczne i powinien trwać ok. dekady, co pokazują doświadczenia poprzedniego tego rodzaju cyklu. Nie możemy zatem liczyć na odwrócenie tego trendu w dającej się przewidzieć przyszłości.

Pozostało 82% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację