W debacie nt. modelu rozwoju gospodarczego i systemowej reformy finansów publicznych w Polsce oczekiwać należy twardego zdefiniowania prerogatyw biednej koalicji konserwatywno-centroliberalnej, szczególnie w okresie, kiedy osiąga ona w ostatnim okresie rekordowe oceny popularności i zaufania opinii publicznej.
W oczach uczestników życia gospodarczego sytuacja przedstawia się dziś następująco: rząd poprzez Ministerstwo Finansów werbalnie podkreśla chęć trwałego spełnienia kryteriów fiskalnych, ale bardzo ostrożnie wypowiada się na temat daty wejścia do strefy euro bądź sugeruje na tyle odległy co bezpieczny, a przede wszystkim niekontrowersyjny przedział czasowy. Z kolei NBP równie niejasno wypowiada się na temat spełnienia kryterium inflacyjnego, podkreślając swój dystans wobec szybkiego członkostwa w strefie euro. Wszystko to odbywa się w diametralnie niepewnym otoczeniu międzynarodowym, bardzo utrudniającym tworzenie wiarygodnych i sensownych modeli prognoz koniunkturalnych. Te czynniki dodatkowego ryzyka to: ciągły wzrost cen surowców, w tym przede wszystkim nośników energii i żywności, oraz kryzys kredytowy międzynarodowych rynków finansowych o nie do końca możliwych do przewidzenia dla naszej gospodarki konsekwencjach. Wzrost cen żywności wynika głównie z czynników dla naszej gospodarki egzogenicznych, tzn. wzrostu popytu konsumpcyjnego w Chinach i Indiach, a dostosowanie światowej podaży żywności do trwale wyższego popytu może potrwać dobrych kilka lat. Zwiększony popyt na produkty rolne wynika również z błędnych co do diagnozy i histerycznych w formie pomysłów zastępowania ropy naftowej biopaliwami i z pseudonaukowej dyskusji o ociepleniu klimatu globalnego prowadzonej najwyraźniej w interesie silnego lobby biopaliwowego z elementami ekoterroru. Trwałość wzrostu cen paliw i surowców przemysłowych, na co wskazuje m.in. prof. Winiecki, wynika również z faktu, że niektóre kraje, jak Chiny czy Indie, znajdują się w okresie budowy infrastruktury technicznej nowoczesnej gospodarki przemysłowej. Proces ten powoduje zwykle wzmożony popyt na stal, cement, energię, surowce energetyczne i powinien trwać ok. dekady, co pokazują doświadczenia poprzedniego tego rodzaju cyklu. Nie możemy zatem liczyć na odwrócenie tego trendu w dającej się przewidzieć przyszłości.
Podejmując decyzje o długoterminowym zaangażowaniu kapitałowym, inwestorzy muszą uzasadnić ich słuszność. Ważnym czynnikiem decyzyjnym jest tu oczywiście nadzieja na trwałość dynamiki rozwoju gospodarki światowej, która w ostatnich czterech latach rosła przeciętnie o ok. 5 proc. rocznie, zwłaszcza w kontekście stale pogłębiającego się międzynarodowego podziału pracy i wiedzy. Jednak wobec spodziewanego obniżenia aktywności gospodarczej w USA i innych krajach trudno założyć trwałość światowego wzrostu gospodarczego na dotychczasowym wysokim poziomie.
Uleganie klientyzmowi silnie uzwiązkowionych, lecz praktycznie nieistotnych z punktu widzenia tworzenia PKB branż nie zostało przez obecny rząd zahamowane
Czego zatem w tym złożonym otoczeniu zewnętrznym oczekiwać można od polityki gospodarczej? Przede wszystkim globalna konkurencja o lokalizacje inwestycji, na których tak bardzo nam zależy, nie da się pogodzić na dłuższą metę z ekspansywną polityką finansową rządu, który długiem publicznym finansuje zwiększone wydatki. Wyższe wydatki publiczne nie zneutralizują opisanych powyżej niepewności. Efekty zwiększonych wydatków publicznych (nawet tych o charakterze inwestycyjnym), które charakteryzują się generalnie niższą w porównaniu z inwestycjami prywatnymi rentownością, dodatkowo przy otwartym charakterze naszej gospodarki, będą szybko zneutralizowane, a ich jedynym skutkiem będą wyższe deficyty budżetowe i marnotrawstwo środków publicznych. Wiara, że w ten sposób państwo może zwiększyć rentowność zaangażowanego kapitału, była jednym z największych błędów keynesistów. Wiele badań empirycznych udowadnia powyższą tezę.