Nawet osoby, które go nie lubią, przyznają, że ma rękę do wyboru firm przez rynek skazanych na porażkę, które dzięki nieraz bardzo ostrym cięciom wyprowadza na prostą. Dlatego przylgnęła do niego łatka twardego, a nawet bezdusznego, aroganckiego menedżera, dla którego liczą się tylko liczby, a nie emocje. Miał tego dowieść, ogłaszając wezwanie do sprzedaży 66 proc. akcji W.Kruk, rodzinnej firmy o blisko 170-letniej tradycji.
Ten ruch – spektakularna próba wrogiego przejęcia – spowodował na giełdzie ogromne poruszenie. Zaskoczenie było tym większe, że przed odsłonięciem kart udało się uniknąć przecieków. Dobrze to świadczy o ludziach, którymi otacza się Bauer. Jak bowiem przyznaje, nad transakcją jego zespół pracował od półtora roku i już dwa razy miał zaciągnięty kredyt na sfinansowanie przejęcia. – Analizowaliśmy nawet od strony psychologicznej, kiedy najlepiej to zrobić. To nie przypadek, że wezwanie zostało ogłoszone po pierwszym majowym długim weekendzie, a zapisy kończyły się po kolejnym – mówi.
Wcześniej wstrząsnął światkiem marketingu, czyniąc z Pierce’a Brosnana, znanego głównie z ról w cyklu filmów o agencie 007, twarz Wólczanki. Negocjacje z aktorem odbywały się w absolutnej tajemnicy, co pokazuje pewien sposób patrzenia na biznes. – Nikt nie próbował z nami się spotkać. Nie jestem przyzwyczajony do takiego robienia interesów – mówił rozżalony Wojciech Kruk, który ostatecznie odpowiedział na wezwanie.Myśli niekonwencjonalnie. Kiedy przyklepano już przyjazd Brosnana na ubiegłoroczny pokaz kolekcji Wólczanki, zaplanowany na dziedzińcu dawnego gmachu giełdy w Warszawie, w ostatniej chwili Bauer odwołał jego wizytę. Uznał, że znany aktor odwróciłby uwagę mediów od samej marki.
Nie lubi przesiadywać nocami w biurze. Jak twierdzi, nie żyje się po to, żeby pracować, tylko pracuje, żeby żyć. – Ludzie, którzy pracują za dużo, to oszołomy, trzeba korzystać z możliwości, realizować marzenia. Nie każę nikomu siedzieć w pracy – interesują mnie efekty i to, czy jeśli się umówimy na konkretny dzień na cokolwiek, to czy będzie to zrealizowane – mówi wprost.
Postrzegany jako indywidualista, czasami wręcz arogant, sam zawsze podkreśla rolę zespołu sprawdzonych ludzi, z którymi pracuje. – Znany jest z tego, że nie wchodzi w interesy, które nie mają szansy powodzenia. Przygotowanie wezwania to spore koszty, więc skoro się na to zdecydował, od razu było wiadomo, że mu się uda – mówi anonimowo przedstawiciel jednego z funduszy inwestycyjnych.