Dość wyraźnie widać, że nie ma długookresowego programu dla finansów publicznych, ma natomiast dość kiepską politykę informacyjną. Jego działania skupiają się na bieżącym zarządzaniu.
Co gorsza, wiele wskazuje na to, że minister będzie miał kłopoty z wykonaniem budżetu (patrz tekst M. Gronickiego). Wprawdzie podstawy budżetu opracował jeszcze rząd PiS, to jednak gdy pracował nad nim Sejm, nie było mowy o konieczności odpowiednich cięć wydatków.
Są to poważne zarzuty, ale trudno je przełożyć na język przeciętnego Polaka i użyć w politycznej walce. Dlatego opozycja domaga się, by minister obniżył akcyzę, co w obecnej sytuacji byłoby błędem. Prawdopodobnie gdyby minister posłuchał tych postulatów, spotkałby się z zarzutem zmarnotrawienia dwóch miliardów złotych i powiększenie deficytu. Zarzut można by wzmocnić argumentem, że pieniądze trafią tylko do najbogatszych, mających samochody.
Pewne jest, że opozycja ma za mało głosów, by odwołać ministra. Nie powinna się jednak tym martwić. Część ekonomistów spodziewa się dalszego szybkiego wzrostu cen żywności. Jeśli osłabnie złoty, zdrożeją gaz i ropa. Będzie można się domagać, by minister walczył i z tymi plagami.