Inwestycje zdobywa się różnymi sposobami. Wsparciem ze strony budżetu, ale i dodatkowymi obietnicami. Chociażby w przypadku fabryki w czeskim Kolinie działy się rzeczy ”nadzwyczajne”. Przyspieszono budowę kilkudziesięciokilometrowego odcinka autostrady, zobowiązano się do postawienia kilkuset mieszkań dla pracowników, itd. Czy coś takiego obiecał polski rząd? Podobno nie i zapowiada, że nie będzie stosował takich metod.
Ja się jednak zastanawiam nie nad tym, czy zrobiono wszystko, ale czy zrobiono minimum. Gdy kilka lat temu, przy wielkich motoryzacyjnych inwestycjach koncernów w Korei i Francji ubiegli nas nasi południowi sąsiedzi, jako powody porażki wymieniano zapóźnienia infrastrukturalne i niesprzyjający system podatkowy. Niestety, od tego czasu niewiele się poprawiliśmy. Czesi, Słowacy czy Węgrzy zrobili spory postęp. Chociażby z drogami i połączeniami kolejowymi. Trudno się zatem dziwić, że producenci aut wciąż omijają nasz kraj. Zwłaszcza, że tracimy atut w postaci niskich kosztów płacy.
Zresztą, z nieoficjalnych informacji wynika, że właśnie szybko rosnące pensje i groźby strajków na tle płacowym (w działających już u nas fabrykach) były ostatecznymi argumentami przeciwko zlokalizowaniu w Polsce produkcji Mercedesów. Z płacami trudno walczyć, ale budowaniem dróg wreszcie się zajmijmy!