Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek obowiązuje zasada stymulowania zysków i śrubowania marży. Każdego przedstawiciela branży luksusowych kosmetyków pusty śmiech by ogarnął, gdyby ktoś mu powiedział, że cenę flakonu perfum ma określać koszt jego produkcji. Cenę wyznacza tylko popyt. Ile się da wycisnąć z klienta. Trudno się zatem dziwić zarządowi Telekomunikacji Polskiej, że nie patrzy z radością na spadek cen dostępu do Internetu, jaki nakręca rynkowa konkurencja. I nie można winić zarządu największego na rynku operatora, że próbuje temu przeciwdziałać marketingowymi sztuczkami. Tego przecież uczą przyszłych menedżerów na każdym wydziale zarządzania dowolnej uczelni.
Szef polskiego oddziału Compaqu, nieistniejącej już globalnej firmy informatycznej, zwykł mawiać, że nie sztuką jest sprzedać w Polsce dużo komputerów. Wielką sztuką jest jednak sprzedanie ich za dobrą cenę. Trzeba przy tym oczywiście pamiętać, że ta cena musi być akceptowalna dla klienta. Jeżeli akceptowalna nie jest, to klient szybciutko uda się do konkurencji.
Klienci Telekomunikacji Polskiej na szczęście już tę możliwość mają. Kilka lat temu byli skazani na narodowego operatora. Dzisiaj mogą wybierać spośród usług internetowych wielu firm. Jeżeli TP będzie nadal przybywać abonentów tych usług, to będzie znaczyło, że jej polityka cenowa jest właściwa. Popyt, podaż, cena. Wolny rynek.
Skomentuj na blog.rp.pl