Potęga rodziny Chung zaczęła się od ojca Chung Mong-koo. Chung Ju-yung w 1947 r. założył firmę budowlaną. Przez lata stworzył konglomerat spółek zajmujących się dziesiątkami branż, od przemysłu stoczniowego przez elektronikę aż po fundusze inwestycyjne.
Ale to syn założyciela koncernu, który władzę nad nim przejął w 1999 r., przeszedł z nim przez lata kryzysu i zrestrukturyzował go. Potem skupił się na części motoryzacyjnej i zbudował jeden z największych koncernów świata, coraz skuteczniej konkurujący z globalnymi graczami, jak General Motors czy Toyota.
70-letni dzisiaj Chung Mong-koo ukończył w 1967 r. Uniwersytet Hanyang. W ostatnich kilkunastu latach stał się potężnym i wpływowym przedsiębiorcą, znanym nie tylko w Korei. Tym większym zaskoczeniem dla wielu jego rodaków było oskarżenie go o sprzeniewierzenie pieniędzy firmy. Chung Mong-koo stworzył tajne fundusze, z których opłacał przychylnych sobie urzędników. Chodziło o niebagatelną kwotę ponad 100 mln dolarów.
Gdy sprawa wyszła na jaw, prezes firmy, mimo prokuratorskiego zakazu, wyjechał z Korei. Ostatecznie aresztowano go pod koniec kwietnia 2006 r. W lutym 2007 r., po głośnym procesie, został skazany na trzy lata więzienia. Spędził w nim jednak zaledwie kilka miesięcy, cały czas zarządzając grupą. Dla poprawy wizerunku zgodził się przeznaczyć w najbliższych latach 1 mld dolarów na cele charytatywne.
Koreańscy politycy ułaskawienie tłumaczą głównie... dobrem gospodarczym kraju, choć opozycja nie ukrywa, że państwo jest zbyt pobłażliwe dla przestępców finansowych. Dziwnym trafem zwłaszcza dla tych, których oskarżano o finansowanie polityków. Podobnych aktów łaski dla szefów czeboli było bowiem w Korei wiele, by wspomnieć choćby ułaskawienie w Nowy Rok 2008 założyciela i szefa koncernu Daewoo.