W połowie września walne zgromadzenia akcjonariuszy dwóch chińskich telekomów – China Netcom i China Unicom – ma zadecydować o połączeniu firm. Niespodzianek nie należy się spodziewać. O tym, że połączenie jest dobre dla obu podmiotów, już wcześniej zadecydował bowiem chiński rząd. Państwo kontroluje największe telekomy i teraz będzie je cięło i sklejało.
Changa Xiaobinga z pewnością to nie bulwersuje. Połowę zawodowego życia spędził jako pracownik rządowej administracji. Lojalność przynosi mu profity.
Chang urodził się w 1957 r. w prowincji Hebei w północno-wschodnich Chinach. Jego kariera w służbie chińskiej telekomunikacji przebiegała wręcz modelowo. Po studiach w nankińskim Instytucie Poczty i Telekomunikacji skierowano go do Biura Poczty i Telekomunikacji prowincji Jiangsu, a potem prosto do centralnego Ministerstwa Przemysłu Informatycznego. Ministerstwo jest dla chińskiego rynku telekomunikacyjnego tym, czym dla polskiego Urząd Komunikacji Elektronicznej i Ministerstwo Skarbu Państwa razem wzięte.
Praca w administracji centralnej nie przeszkodziła Changowi pełnić funkcji wiceprezesa największego stacjonarnego operatora China Telecom. Nie on jeden płynnie przechodził z ministerstwa do firm telekomunikacyjnych. Podobnie wyglądała kariera jego obecnego partnera, a może rywala, Zuo Xunshenga – szefa China Netcom. Obaj dobrze nadają się do porządkowania chińskiego rynku według wyobrażeń chińskich władz na ten temat.
Na przełomie dekad tamtejszy rynek rósł po 20 proc. rocznie. Liczbę nowych użytkowników usług telefonicznych liczono w dziesiątkach milionów każdego roku. Dzisiaj, z ponad 800 mln klientów, jest to największy rynek telekomunikacyjny świata. – Aby sprostać niezbędnym inwestycjom, chińskie firmy telekomunikacyjne należy połączyć – zadecydował rząd. W efekcie China Mobile wchłania lokalną sieć Tietong. Chang Xiaobing zaś otrzymał zadanie przejęcia dostawcy Internetu China Netcom, ale za cenę sprzedania China Telecom części własnej sieci komórkowej.