Rz: Obecnie największy udział w obrotach na warszawskiej giełdzie ma kilka podmiotów, jednak kolejni gracze szykują się do wejścia na polski rynek. Czy na GPW jest jeszcze miejsce dla kolejnych brokerów?
Wiesław Rozłucki:
Na polskiej giełdzie był już okres z bardzo silną walką konkurencyjną między domami maklerskimi. Potem nastąpiła na tym rynku pewna konsolidacja. Ostatnia hossa zwiększyła znacznie zyski domów maklerskich i niektórzy zrozumieli, że to jest biznes, w którym jeśli się przetrwa trudny okres, to można dobrze zarobić. U nas jest jeszcze pole do większej konkurencji. W czasie hossy zmniejszane przez giełdę opłaty w mniejszym stopniu przekładały się na koszty transakcyjne dla klientów. Dlatego widzę szanse rywalizacji, również cenowej.
O czym może świadczyć rosnący udział zdalnych członków warszawskiej giełdy, czyli podmiotów, które działają spoza obszaru Polski?
To jest tendencja ogólnoeuropejska – następuje umiędzynarodowienie również pod kątem zainteresowań klientów. U nas ten proces odbywa się wolniej niż na innych dużych rynkach. 10-proc. udział zdalnych członków w obrotach na GPW to co najmniej trzy razy mniejszy udział niż na Zachodzie Europy. Ten widoczny już dziś trend będzie narastał, bo warunki techniczne umożliwiają taką aktywność bez żadnych kłopotów, a dodatkowo nie ma barier regulacyjnych, które by to ograniczały.