83-letni Greenberg jest nadal jedną z najbardziej wpływowych postaci w amerykańskim świecie biznesu. Do wtorkowego wieczoru, gdy Fed przejął niemal 80 proc. udziałów AIG (American International Group), był największym udziałowcem tej firmy, największego na świecie towarzystwa ubezpieczeń i usług finansowych.
Spiesząc na ratunek będącej na skraju bankructwa „swojej” firmie, Greenberg bronił każdego rozwiązania, prywatnego czy publicznego, by zapobiec upadłości AIG, bo miałaby katastrofalne skutki dla światowego systemu finansów. Mówił zresztą o tym w CNBC. Zwracał uwagę, że świat potrzebowałby kilku lat, by znów stanąć na nogi. Chciał, by AIG dano czas na uporządkowaną sprzedaż aktywów (szacował, że da to 20 mld dol.), opowiadał się też za wsparciem przez Fed. – Nie będzie to żaden prezent, bo firma jest wypłacalna – mówił. W maju był mniej życzliwy wobec AIG. Oskarżył publicznie jej szefów o doprowadzenie do całkowitej utraty wiarygodności.
W młodości Greenberg zaciągnął się do wojska. Uczestniczył w lądowaniu w Normandii, następnie walczył w Korei. Po ukończeniu prawa podjął w 1962 r. pracę w AIG, siedem lat później zajął miejsce jej założyciela Corneliusa Vander Starra.
Przejął po nim firmę o skali regionalnej wyspecjalizowaną w odszkodowaniach majątkowych w USA i w ubezpieczeniach na życie w Azji. Wprowadził ją do Ameryki Łacińskiej na miejsca zwolnione przez Europejczyków. Stworzył nowe produkty i usługi (np. zarządzanie ryzykiem), stopniowo uczynił z AIG imperium finansowe. AIG ma dziś aktywa 1,06 bln dol., w 2007 r. osiągnęła obroty 110 mld dol. i zysk 6,2 mld. Obsługuje 74 mln klientów na świecie, zatrudnia 116 tys. ludzi w 130 krajach. „Forbes” umieścił ją na 35. miejscu na świecie. Przy okazji szef zgromadził ogromny majątek osobisty, szacowany w 2005 r. na 3,6 mld dol.
Prezes z cechami autokraty wprowadził w firmie swoją kulturę korporacyjną. Rządził żelazną ręką. Wszelkimi sposobami starał się utrzymać u sterów, odmawiał wyznaczenia następcy mimo podeszłego wieku.