Świnia zawsze pozostanie świnią, nawet jak jej ryjek pomaluje się szminką. To dosyć radykalna ocena kolejnej interwencji amerykańskiej administracji w system finansowy. I naprawdę szczerze chciałbym, by była ona nietrafiona. Ale obawiam się, że przejęcie niespłaconych pożyczek hipotecznych przez państwo może w dłuższym terminie przyprawić globalną gospodarkę o ciężkiego kaca. Może pociągnąć za sobą dalszy spadek wartości dolara, wzrost inflacji w USA i w innych państwach oraz zmniejszyć zainteresowanie kupnem obligacji rządu amerykańskiego, dzięki którym finansuje się budżet federalny. Administracja USA być może chętniej zwróci się też w kierunku zwiększania podatków, co ograniczy konsumpcję będącą najważniejszym filarem amerykańskiej gospodarki.

Cóż, Ameryka jak zwykle rządzi się swoimi prawami. A wraz z nią także inwestycje giełdowe. Nie łudźmy się jednak, że to już koniec bessy na parkietach, która trwa od ponad roku. Aż do akceptacji planu pomocy dla banków autorstwa sekretarza skarbu i szefa Fedu przez Kongres może być nerwowo. Ba, ostra jazda w górę i w dół może potrwać do końca roku. Przed nami bowiem listopadowe wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych i wiele ważnych publikacji danych makroekonomicznych, zapewne o zwalniającej gospodarce. Stabilizacja – to jest to, co teraz inwestorom potrzebne jest najbardziej. Tylko ona może spowodować wzrost zaufania do instytucji finansowych, a bez tego żadnej hossy nie będzie.Na razie wolny rynek przegrał, ale prędzej czy później upomni się o swoje.