Cóż ma bowiem zrobić inwestor, gdy z ust prominentnego polityka UE słyszy, że trzeba poluzować kryteria dotyczące deficytu czy wysokości długu publicznego do PKB. Mimo to w dobie obecnego kryzysu giełda pozostaje bastionem wolnego rynku. Tu inwestorzy bez ingerencji państwa dokonują transakcji, a że po niższych kursach – cóż, święte prawo popytu i podaży.

W Warszawie ceny spadały wolniej, ale słabe to pocieszenie, zważywszy że od początku roku portfele rodzimych inwestorów są chudsze o blisko 40 proc. A przecież kryzys w światowych finansach miał nas nie dotyczyć. Gospodarka ma się doskonale, mamy silne fundamenty, firmy rozwijają się dynamicznie, złoty jest mocny. To tylko edzieć wszystko na każdy temat, nawet nie mając o tym zielonego pojęcia. Ale takie stwierdzenia padały i wciąż padają z ust fachowców: ekonomistów, analityków zarządzających funduszami. Dziś coraz więcej jest sygnałów wskazujących, że jednak światowy kryzys odczujemy na własnej skórze. Zachodnie banki już obniżają prognozy wzrostu dla Polski na najbliższe lata. Chyba więc giełda kolejny raz okazała się lepszym prognostykiem niż rynkowi eksperci.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/blog/2008/10/06/cezary-adamczyk-to-mialo-nas-nie-dotyczyc/]Skomentuj[/link][/ramka]