Ostatnio coraz częściej słyszymy o zastosowaniu gwarancji rządowej. Jest to instrument tzw. ukrytego zadłużania. Wypłata z jego tytułu dotyka budżetu państwa w odroczonym czasie, czyli w momencie realizacji (wypłaty), a nie udzielenia. Dlatego doświadczenia minionych kryzysów finansowych wskazują na konieczność wysokiego zabezpieczania się samego rządu przy uruchamianiu jakichkolwiek gwarancji.
W Polsce jesteśmy świadkami wprowadzenia nowego rodzaju gwarancji rządowej na kredyty na rynku międzybankowym. Wcześniej zapowiadane były też gwarancje rządowe na środki zgromadzone w OFE.
Traktowanie gwarancji SP dla sektora finansowego jako czasowego wsparcia ustanowionego na podstawie odrębnych aktów prawnych nie zmienia jednak faktu, że zaciągany jest dług, który zwiększa ryzyko dodatkowego finansowania i wzrostu kosztów jego obsługi. Możliwość wzrostu długu potencjalnego (szczególnie rozważając gwarancje rządowe dla sektora, a nie jednego podmiotu) należy ocenić w odniesieniu do przyjętego przez rząd maksymalnego limitu w wysokości 4,5 proc. PKB, ograniczenia maksymalnego kosztu jego obsługi na poziomie 1,4 proc. PKB, ale też ustawowych i konstytucyjnych progów ostrożnościowych związanych z zadłużeniem sektora finansów publicznych.
W Polsce dług potencjalny (z tytułu udzielanych przez poprzednie rządy gwarancji i poręczeń SP) to już prawie 32 mld zł. Nie znamy natomiast ani skali pomocy, którą rząd chce zaoferować bankom, ani też wielkości czy zasad pobierania opłat prowizyjnych, które – gromadzone na rachunku rezerwy gwarancyjnej – powinny zabezpieczać w pierwszej kolejności ewentualne wypłaty.
Uruchomienie gwarancji rządowych ma nie tylko charakter uspokajający w dobie kryzysu, ale finansowy, który ostatecznie zakończyć się może obciążeniem wydatków budżetu i wzrostem zadłużenia. Słuszna wydaje się zatem decyzja resortu finansów o indywidualnym podejściu do wykorzystania tego instrumentu, dająca możliwość ścisłego monitoringu sytuacji banku komercyjnego, czyli beneficjenta gwarancji.