Nadszedł czas wielkiej zmiany. Dla Naomi Klein, która udzieliła wywiadu „Dziennikowi” (15 – 16 XI 2008), to wielka, antyburżuazyjna rewolucja. Dla Jacka Żakowskiego to może mniej radykalna, ale za to skuteczniejsza „Rewolucja neorealistyczna” („Polityka”, nr 46 15 XI 2008). Nawet Vaclav Havel w rozmowie z Adamem Michnikiem („Gazeta Wyborcza” 15 – 16 XI 2008) przyznaje, że czuje „potrzebę egzystencjalnej rewolucji”.
Klein i Żakowski nie kryją, że symbolem wstrząsu i punktem zwrotnym dziejów jest wybór Baracka Obamy na prezydenta Stanów Zjednoczonych. „Obama coś ma na myśli, gdy w kółko powtarza słowo zmiana. Nie chodzi mu tylko o zmianę mieszkańca Białego Domu. Chodzi o istotną reformę kapitalizmu” – pisze Jacek Żakowski. Adam Michnik też wiąże z Obamą nadzieje na zmianę, pisząc: „W Ameryce Obama mówił: Wybierajcie między nadzieją a cynizmem. (...) to hasło może mieć sens”. Mimo tego, że zdania te dotyczą dwóch zdawałoby się różnych rzeczy – gospodarki i polityki, sprowadzają się w gruncie rzeczy do podobnej nadziei.
[srodtytul]Popyt będzie zawsze[/srodtytul]
Czy czas rewolucyjnej zmiany nadszedł i niedługo ona nastąpi – śmiem wątpić. Czy istnieje taka konieczność – nie mam co do tego złudzeń. Bez względu na poglądy polityczne trudno nie dostrzec, jak kapitalizm gnije. To już nie są skazy na wyidealizowanym obrazie, ale wyraźne patologie. Obecny kryzys finansowy tylko je wyostrza.
Kryzysu zapewne nigdy by nie było, gdyby nie obserwowalne od lat w krajach rozwiniętych tworzenie się działającej w coraz bardziej skomplikowany i nieprzejrzysty sposób kasty pośredników finansowych. Ich najważniejszą umiejętnością jest pomnażanie pieniędzy. Inwestowanie ich tak, by przynosiły zysk. W samym istnieniu pośredników finansowych nie ma nic złego. Każdy, kto ma oszczędności, chce, by je pomnażać. Problem w tym, że apetyt pośredników rośnie w miarę jedzenia.