Najpierw było podejrzenie o manipulacje kursem złotego, później sugestie, że jego prognozy wzrostu gospodarczego, dodajmy najniższe ze wszystkich dostępnych, są zbyt pesymistyczne. Teraz mamy większy kaliber – zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Taki dokument złożyła Komisja Nadzoru Finansowego do Prokuratury Okręgowej w Warszawie w związku z „fixingiem cudów”, jaki miał miejsce na sesji 12 listopada. Podejrzenie dotyczy więc manipulacji instrumentem finansowym, za co grozi nawet pięć lat więzienia.

O tym, czy JP Morgan złamał prawo, najpierw rozstrzygnie prokuratura, która skieruje (albo nie) sprawę do sadu. Ponieważ bank ma obecnie na pieńku z rządem, nie można wykluczyć, że sprawa zostanie zbadana szczególnie wnikliwie.

Moim zdaniem JP Morgan wykorzystał tylko możliwości, jakie stwarza system obrotu i fakt, że warszawska giełda, pretendująca do miana lidera w regionie, tak naprawdę wciąż jest tylko zaściankiem. Dowodem jest wielkość zlecenia, która wpłynęła na kursy (130 mln zł). To jest prawdziwy powód takich zjawisk i żadne skracanie fixingu, a tym bardziej jego likwidacja nic tu nie zmieni. Od przeszło dziesięciu lat, od kiedy zaczęto handlować kontraktami terminowymi, takie nienaturalne ruchy cen są na porządku może nie dziennym, ale na pewno... kwartalnym (słynny dzień trzech wiedźm).

Pozytywny w działaniu KNF jest natomiast sygnał dla innych uczestników rynków, że nadzór nie pozostaje wobec takich zjawisk bierny, choć swoją drogą sukcesów w łapaniu giełdowych przestępców zbyt wielu nie ma. I jeszcze jedno. Przy okazji tej sprawy podniosły się głosy, że cierpią na tym Bogu ducha winni drobni inwestorzy. Muszą jednak pamiętać, że grają wśród rekinów, a ci są bezwzględni. Czy i tym razem będą nietykalni?

[ramka][link=http://blog.rp.pl/blog/2008/11/22/cezary-adamczyk-jp-morgan-na-cenzurowanym/]Skomentuj[/link][/ramka]