Teraz trzeba motywować ludzi

- W Europie Środkowej szefowie firm twierdzili, że wolontariat kojarzy się z czynami społecznymi, przymusowymi za czasów komunizmu - mówi David Halley, szef współpracy międzynarodowej w Business in the Community

Publikacja: 03.12.2008 04:27

David Halley, szef współpracy międzynarodowej w Business in the Community

David Halley, szef współpracy międzynarodowej w Business in the Community

Foto: Rzeczpospolita

[b]Rz: Od ponad dziesięciu lat zajmuje się pan rozwijaniem programów wolontariatu pracowniczego w różnych krajach Europy. Czy wszyscy równie chętnie podchodzą do takich pomysłów?[/b]

[b]Davidem Halley:[/b] Reakcje są różne. W Niemczech czy Francji pracownicy mówili, że wolontariat jest obcy ich kulturze, że to państwo powinno zajmować się pomocą, a nie prywatny biznes. Tłumaczyliśmy więc menedżerom, że to jest dobre dla pracowników, że pomaga budować ich morale, tworzyć zespoły. Z kolei w Europie Środkowej szefowie firm twierdzili, że wolontariat kojarzy się z czynami społecznymi, przymusowymi za czasów komunizmu.

[b]Wśród Polaków często spotykam się z opinią, że to prywatna sprawa...[/b]

Ten argument podnoszony jest również w Wielkiej Brytanii. Dlatego doradzamy, by zachęcać pracowników także do działania na własną rękę. Warto jednak, by wiedzieli, że mogą się zwrócić o pomoc do firmy, gdy w związku z tą pomocą potrzebny jest im komputer albo jakieś pomieszczenia na spotkania. A jeżeli ktoś nie ma własnego pomysłu, może włączyć się w program funkcjonujący w jego przedsiębiorstwie. Biznes zauważył już, że firmy, które się angażują w wolontariat pracowniczy, znacznie łatwiej rekrutują młodych pracowników.

[b]W brytyjskich gazetach jest mnóstwo ofert pracy w fundacjach. Czytałam, że młodzi Brytyjczycy porzucają prywatne firmy i przenoszą się do organizacji pozarządowych. Dlaczego?[/b]

W Wielkiej Brytanii sektor organizacji pozarządowych jest bardzo rozwinięty. Mamy wiele dużych fundacji, jak Oxfam, Save the Children czy też nasza fundacja Business in the Community. Organizacje tej wielkości muszą być zarządzane jak biznes, choć nie dla zysku. Trzeba jednak zbilansować budżet. Zatrudniamy 350 osób, mamy dział informatyczny, biuro komunikacji i oferujemy stosunkowo wysokie pensje. To, że pracujemy dla dobra społeczeństwa, jest magnesem przyciągającym wielu, zwłaszcza młodych ludzi po studiach.

[b]Zna pan wiele programów wolontariatu pracowniczego. Który pan najlepiej ocenia?[/b]

Program mentorów „roots and wings”, który wystartował osiem lat temu w gimnazjum w południowym Londynie, gdzie dzieci chodziły na wagary i nie zdawały egzaminów. Dyrektorzy szkoły doszli do wniosku, że młodym ludziom przydałaby się pomoc coachów, mentorów, z którymi mogliby porozmawiać o przyszłości, nauce. Zwrócili się z tym do nas i kilku firm. Mentorzy są młodymi ludźmi w wieku 24 – 26 lat, więc łatwiej im rozmawiać z nastolatkami. Wyniki programu są bardzo dobre. Dzieci, które przez 2 – 3 lata miały swojego mentora, na egzaminach osiągają o 20 proc. lepsze wyniki niż inne.

[b]Który z programów był największą porażką?[/b]

Jest taki program, w którym pracownicy korporacji mają przepracować 100 godzin na rzecz organizacji pozarządowych. Odbywa się to w godzinach pracy przez jeden dzień w tygodniu. Program miał służyć rozwojowi osobistemu zaangażowanych weń osób, głównie młodych menedżerów. I niby dobrze działa, ale kilku osobom się nie powiodło. Moim zdaniem dlatego, że nie określono precyzyjnie celów, które miały być osiągnięte. Bez tego ryzyko niepowodzenia jest bardzo duże.

[b]Czy w dobie recesji nie obawia się pan rezygnacji korporacji z takich programów?[/b]

Nie zauważyłem jeszcze cięć wydatków. Staramy się tłumaczyć korporacjom, że właśnie teraz ważne jest motywowanie pracowników, pokazywanie im, jak być dobrym obywatelem. Nie spodziewam się więc cięć wyłącznie wydatków na takie cele, ale całego budżetu firmy, na przykład o 20 procent.

[ramka][b]O organizacji[/b]

Business in the Community jest brytyjską organizacją pozarządową. Działa od 25 lat, a wśród jej członków jest ponad 900 firm. Około 85 proc. z nich angażuje się w jakiś program dla społeczeństwa, którego częścią jest wolontariat pracowniczy. [/ramka]

[b]Rz: Od ponad dziesięciu lat zajmuje się pan rozwijaniem programów wolontariatu pracowniczego w różnych krajach Europy. Czy wszyscy równie chętnie podchodzą do takich pomysłów?[/b]

[b]Davidem Halley:[/b] Reakcje są różne. W Niemczech czy Francji pracownicy mówili, że wolontariat jest obcy ich kulturze, że to państwo powinno zajmować się pomocą, a nie prywatny biznes. Tłumaczyliśmy więc menedżerom, że to jest dobre dla pracowników, że pomaga budować ich morale, tworzyć zespoły. Z kolei w Europie Środkowej szefowie firm twierdzili, że wolontariat kojarzy się z czynami społecznymi, przymusowymi za czasów komunizmu.

Pozostało 84% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację