Dlatego dla odkładających na emerytury tak naprawdę ważne są nie te chwilowe zawirowania na giełdach, ale rentowność inwestycji liczona w bardzo długim okresie.
Oznacza to, że większość polskich kandydatów na emerytów nie powinna się zamartwiać ubiegłorocznym kilkunastoprocentowym spadkiem wartości oszczędności odłożonych na starość. Można szacować, że fundusze emerytalne od początku istnienia przyniosły swoim klientom większe lub podobne zyski jak inne fundusze inwestycyjne. Mają natomiast dużo lepsze wyniki, jeśli je porównywać z efektami oszczędzania na lokatach bankowych.
Tak może mówić (i pocieszać się) większość klientów OFE. Jest jednak stosunkowo niewielka grupa ludzi, dla których załamanie giełdowe jest poważnym ciosem. To wszyscy ci, którzy wybierają się na emeryturę w tym lub przyszłym roku. Jest mało prawdopodobne, by fundusze w tym czasie zdołały odpracować ubiegłoroczne straty, i dlatego ich emerytury będą wyraźnie mniejsze. Tu winne są rządy, i to nie obecny, ale poprzednie. Już dawno powinny powstać w OFE specjalne bezpieczne subfundusze, na których odkładano by pieniądze osób w wieku bliskim emerytalnego. Gdyby ich oszczędności przelano na te fundusze na przykład na początku tego roku, straty byłyby dużo mniejsze. Ale rządy przez dziewięć lat od reformy emerytalnej nie znalazły czasu, by się tym problemem zająć. Drugą sprawą, która przypomina się w czasach spadku rentowności funduszy emerytalnych, jest wysokość przyszłych emerytur. Załamanie na giełdzie każe nieco obniżyć prognozy ich wysokości. Osoby o niskich dochodach mogą otrzymać w przyszłości na tyle niewysokie świadczenia, że nie zapewnią im przyzwoitego poziomu życia.
Tymczasem już wiadomo, że zachęty do odkładania w tak zwanym trzecim filarze okazały się niewystarczające. Ulga polegająca na zwolnieniu go z podatku Belki, który i tak ma być zlikwidowany, chyba tylko odstrasza, bo liczba korzystających z tej formy oszczędzania maleje. Jeżeli nie chcemy, by za kilka lat w społeczeństwie pojawiła się duża grupa rozgoryczonych wyborców, rząd musi wymyślić sposób przekonania ludzi do większego oszczędzania na starość. Inaczej zestawienie słowa emeryt z jego pierwotną treścią (emeritus = zasłużony) będzie tylko budzić pusty śmiech.
[ramka][link=http://blog.rp.pl/jablonski/2009/01/02/gieldowy-dzwon-bije-i-dla-emerytow/]Skomentuj[/link][/ramka]