Nie. To tylko część komercyjnej struktury Stichting Particulier Fonds Greenrights – reprezentacja fundatorów. Ja nie reprezentuję UIT, nie mam z tym podmiotem nic wspólnego. Reprezentuję SPFG, który jest – jak powiedział na konferencji prasowej minister skarbu Aleksander Grad – wehikułem, który ma umożliwić przeprowadzenie całej transakcji. Mam tylko jedno zobowiązanie wobec przyszłych inwestorów: zrewitalizować stocznie w Gdyni i Szczecinie i zapewnić im przyszłe kontrakty. Sprawić, by wróciły na rynek z najlepszej jakości produktami i pracownikami, których nie trzeba uczyć, jak budować statki, bo świetnie to wiedzą, wystarczy tylko pomóc im je sprzedać. Zdaję sobie sprawę, jakim symbolem są stocznie dla Polaków, znam historię Solidarności i Lecha Wałęsy. Jest wreszcie szansa, żeby Polskie Stocznie powstały na nowo niczym feniks z popiołów. Ale dopóki coś może zaszkodzić finalizacji całego procesu, moim zadaniem jest strzec jego poufności. Jeszcze raz powtórzę, że nie znam inwestorów. Ich przedstawicielem jest QInvest. Na tę chwilę to wszystko, co mogę powiedzieć.
[b]Jakie ma Pan doświadczenie w branży stoczniowej?[/b]
Jestem byłym oficerem marynarki wojennej Holandii – Royal Netherlands Navy, mam wykształcenie w zakresie inżynierii morskiej, byłem też dyrektorem w holenderskiej stoczni marynarki wojennej, która w ciągu dwóch lat musiała zwolnić połowę pracowników, żeby przywrócić firmie rentowność. Tym się zajmowałem. Nie interesują mnie prasowe spekulacje wokół roli poszczególnych inwestorów w tym procesie, nic na ten temat nie wiem. Moim zadaniem jest pomóc polskim stoczniom odzyskać produktywność. Dlatego odwiedziłem oba zakłady, rozmawiałem z byłymi zarządami stoczni, czytałem raporty obu spółek z lat 2006 i 2007. Doradzałem też ludziom którzy nie mają nic wspólnego z QInvest ani powiązanymi z nim podmiotami, zapewniając ich jaki potencjał tkwi w stoczniowym majątku. Dlatego też zaprosili mnie, wiedząc że - choć nie mówię jeszcze po polsku - jak ciepłe uczucia żywię wobec Polski i Polaków, których wielu poległo w czasie drugiej wojny wyzwalając południową Holandię. Gdy dostałem propozycję wejścia w ten proces, powiedziałem więc przyszłym inwestorom że zdecyduję się na to tylko wówczas, jeśli będę mógł pomóc Polakom zrestrukturyzować stocznie. Jeśli nie, dziękuję, niech zrobi to ktoś inny.
[b] Podobno w przeszłości pracował Pan dla holenderskiego armatora Spliethoff, który wcześniej zamawiał statki w Stoczni Szczecińskiej Nowa?[/b]
Nie pracowałem dla Spliethoffa, służyłem tylko na statkach Spliethoffa, zanim poszedłem do marynarki wojennej. Wiedziałem, że Szczecin budował 25 pięknych statków dla Spliethoffa, ale na zasadzie dziesięcioletniego kontraktu na ustaloną z góry kwotę. Jak można było podpisywać takie umowy, jeśli było oczywiste, że stocznia może na nich stracić?