Sektor gospodarstw domowych, choć przeżył szok w postaci przejściowego, gwałtownego wzrostu kosztów obsługi zadłużenia spowodowanego gwałtownym osłabieniem złotego, nie ugiął się pod narastającym ciężarem zobowiązań. Wydatki konsumpcyjne pozostają nadal stabilizatorem wzrostu gospodarczego.
Trochę pomógł nam tu szczęśliwy zbieg okoliczności, bo zupełnie przypadkowo wybuch kryzysu zbiegł się z zaplanowanymi wcześniej obniżkami stawek podatkowych oraz indeksacją emerytur. Sektor przedsiębiorstw ma się również relatywnie dobrze. Najgorsze wydaje się już za nim. Także sektor bankowy, potencjalnie najbardziej narażony na oddziaływanie kryzysu, przetrwał falę uderzeniową w relatywnie dobrej kondycji. Wprawdzie na wynikach banków negatywnie odbijają się wyższe koszty finansowania oraz zdecydowanie wyższe koszty ryzyka, to jednak w przeciwieństwie do wielu krajów wynik sektora bankowego w Polsce pozostaje dodatni i na szczęście nie sprawdziły się przepowiednie o bankowym tsunami.
Najgorzej, w kontekście kryzysu, wygląda kondycja sektora publicznego. Dziura budżetowa urosła do kilkudziesięciu miliardów złotych, a budżet ponosi konsekwencje braku reform. Niestety, kryzys nie po raz pierwszy unaocznia słabości sektora finansów publicznych, o którego reformie mówi każdy kolejny rząd i każdy kolejny rząd równie mało robi, aby te reformy urzeczywistnić.
Patrząc w przyszłość, nie należy popadać w huraoptymizm, bo przed gospodarską światową – a także naszą – stoi jeszcze wiele wyzwań. Ale jeśli mądrze wykorzystamy nasz lokalny potencjał w postaci inwestycji infrastrukturalnych (na które środki mamy z UE) i wzrostu popytu konsumpcyjnego, to za kilka kwartałów będziemy w stanie powrócić do 2 – 3-proc. tempa wzrostu PKB, a później nawet do 4 – 5-proc. Aby się tak stało, niezbędne są współpraca i zaangażowanie wszystkich sektorów gospodarki. Sektor bankowy musi nadal chcieć (i mieć z czego – o co powinien się zatroszczyć NBP) finansować gospodarkę. Firmy nie powinny się bać restrukturyzacji i wykorzystać globalny kryzys do podbijania nowych rynków, a pracownicy powinni być jak najbardziej mobilni, bo każdy kryzys to okazja do realokacji zasobów do branż i obszarów, które staną się motorami rozwoju w najbliższych latach.
[i]Andrzej Halesiak, dyrektor Departamentu Analiz Ekonomicznych Banku BPH[/i]