Ironia najnowszego rankingu polega na tym, że w 2007 r. Polska znajdowała się na 71. miejscu, w 2008 r. na 93., a w 2009 r. na 142. miejscu na świecie. W tym okresie obniżono przecież składkę rentową i zlikwidowano górną stawkę podatku PIT. Zmienił się także rząd.

Powinno się zatem wydawać, że coś wreszcie się poprawiło. Jednak po pierwsze sama wysokość podatków nie stanowi o jakości systemu podatkowego, a po drugie ranking ten uwzględnia zmiany podatkowe w innych krajach. Wiadomą jest rzeczą, że kraje rywalizują o inwestorów i rezydentów podatkowych, w tym poprzez lepsze systemy podatkowe. Konkurencja ta rośnie tym silniej, że polityka podatkowa pozostaje wciąż w gestii rządów narodowych.

Dobrym przykładem konkurencji podatkowej było wprowadzenie podatku liniowego na Słowacji i wysoki stopień irytacji ze strony niemieckiego rządu, który (i słusznie) obawiał się przenosin podatników. Natomiast swoboda polityki pieniężnej czy polityki regulacyjnej na poziomie rządów narodowych jest już ograniczona odpowiednio funkcjonowaniem unii walutowych (np. strefa euro) czy umowami międzynarodowymi (np. WTO).

Bank Światowy jest także autorem analiz, które wskazują na źle adresowane wydatki socjalne w Polsce – np. jedyną grupą społeczną poszkodowaną w procesie transformacji w Polsce są wielodzietne rodziny. Co ma wspólnego ze sobą jakość systemu podatkowego i polityka socjalna? W rozliczeniu podatkowym PIT na 2010 r. wysokość ulgi na nowo narodzone dziecko będzie po raz pierwszy zależeć od daty jego urodzenia (im później w roku się urodzi, tym mniej dostanie od państwa). Przepis ten i wiele innych jemu podobnych absurdów podatkowych może będzie i zmieniany, podobnie jak ustawa o podatku VAT nowelizowana już ponad 250 razy.

Czy można się więc dziwić, że Polska tak „korzystnie” wypada w międzynarodowych rankingach, a do takich prac potrzebnych jest „tylko” 60 tys. pracowników aparatu skarbowego i 2,5 tys. pracowników Ministerstwa Finansów...