Oczywiście obrońcy kopalni w Rudzie Śląskiej, której z przyczyn ekonomicznych grozi zamknięcie, powiedzą zaraz, że w latach 90. to lubelska Bogdanka była najbardziej nierentownym zakładem wydobywczym w Polsce, ale restrukturyzacja jej pomogła i dziś to najlepsza kopalnia w Polsce.

Halembie już żadna restrukturyzacja chyba nie pomoże, bo wszelkie plany ratunkowe zawiodły. Próbowano puszczać jej surowiec na najlepsze kierunki sprzedaży. I nic. Jeden z górniczych dyrektorów opowiedział mi, że już na początku lat 90. wszystkie wskaźniki ekonomiczne mówiły „nie” dla istnienia Halemby. Mimo to ktoś zdecydował się na jej pogłębianie na ponad kilometr wgłąb ziemi. Efekty? 1 gigadżul z Halemby to przynajmniej 15 zł. A średnio w Kompanii Węglowej, do której należy zakład, jakieś 10,7 zł za 1 GJ. Wnioski chyba nasuwają się same.

Gdy pytam związkowców, czy nie bronią swoich stołków, bo 4,5 tys. załoga Halemby ma przejść do innych kopalń, mówią, że ich obrażam. I tłumaczą, że każda kopalnia jest inna, a przeniesienie jest skomplikowane dla górnika itp. A ja myślę, że to siedzi bardziej w głowie. Może za mało kopalni na dole odwiedziłam, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że praca na przodku X będzie diametralnie różna od pracy na przodku Y. Przecież nikt tych ludzi nie chce przenieść do kopalni miedzi! (wtedy argumenty związkowe naprawdę by mnie przekonały, bo to rzeczywiście inna bajka).

Dla mnie obecna walka o Halembę to po prostu symbol konfliktu w górnictwie. Bo coś się musi dziać. No bo dawno się w sumie nie działo. „Będzie miała pani o czym pisać” - mówią związkowcy. Niby tak. Tylko tę sprawę chciałabym już zamknąć. Całkiem szczerze, i naprawdę bez strajku.