Przynajmniej dobre jest to, że premier Donald Tusk przyznał, że podstawową przyczyną zmian w systemie emerytalnym jest zła sytuacja finansów publicznych. A jeśli tak, to rozważania na temat wysokości składki emerytalnej przekazywanej do OFE powinny mieć finansową konotację.

Jak to jest, zapytał jeden z naszych czytelników, że nikt nie zwraca uwagi na to, że rząd i Skarb Państwa chcą zaciągnąć u nas kolejny kredyt? Bo przecież jeśli chce przekazać część składki emerytalnej z OFE do ZUS, na wirtualny zapis, to pożycza pieniądze od nas, a spłata obciąża kolejne pokolenia. A prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC, zwraca uwagę, że ta pożyczka ma być przez rząd skrupulatnie zapisywana na koncie każdego z nas, co więcej ma być oprocentowana. Powinniśmy więc się cieszyć z tej inwestycji, jeśli mamy zaufanie do rządu, że ją spłaci.

Jeśli oprocentowanie będzie wysokie, a to nam obiecuje rząd, to w przyszłości jako emeryci zyskamy, a stracą ci, którzy za kilkadziesiąt lat będą płacili podatki. Chyba, że jakiś przyszły rząd zorientuje się, że warunki pożyczki są dla podatników i dla finansów zbyt niekorzystne i je zmieni. Łagodnie określając – wynegocjuje tę zmianę, tak jak teraz obecny rząd negocjuje ją z nami. Wtedy my stracimy, a zyskają przyszli podatnicy. W tej grze zawsze ktoś zyska, a ktoś inny straci. Warto, by politycy debatujący nad zmianami emerytalnymi mieli taki rachunek przed oczami.