Ceny akcji w Warszawie przez długie godziny utrzymywały się wczoraj na poziomie z piątku – nie przeszkadzały im specjalnie spekulacje dotyczące bankructwa Grecji. Gwałtownie straciły dopiero po decyzji S&P.
To pokazuje, gdzie naprawę jest źródło problemów światowej gospodarki. Trudności peryferyjnych krajów strefy euro z naszej perspektywy wydają się kolosalne. Zarówno ze względu na wysokość deficytu budżetowego i długu publicznego, jak i dlatego, że mamy te kraje na wyciągnięcie ręki, a w dodatku dołączenie do nich w strefie euro jest celem polityki gospodarczej (czy tego chcemy, czy nie).
Dzisiejsza decyzja S&P powinna jednak nieco zmienić naszą perspektywę. Nie tylko dlatego, że amerykańskie zadłużenie jest liczone w bilionach dolarów i to, co się z nim dzieje, wpływa na decyzje inwestorów na całym świecie. Także dlatego, że możemy (już teraz albo w przyszłości) dzięki niej się czegoś nauczyć.
Niższy rating, a nawet zapowiedź jego obniżki (określana łagodnie jako zmiana perspektywy), to wyższe koszty obsługi długu. Przychodzi moment, w którym nie można deficytu zwiększać tak, by płacić wyższe odsetki. Wtedy trzeba zadbać o wyższe wpływy budżetu albo ciąć wydatki. Nie pojęliśmy tego przy problemach bliższych nam krajów, takich jak Irlandia czy Grecja. Być może przyjdzie nam wbić to sobie do głowy, gdy będziemy śledzić wieści zza oceanu. I doświadczać ich następstw we własnych portfelach.