Ubezpieczenie to tylko mechanizm transferu ryzyka

Wywiad z Jamesem Lamem, prezydentem firmy konsultingowej James Lam & Associates

Publikacja: 10.07.2011 12:24

James Lam

James Lam

Foto: Fotorzepa, Sz.Łaszewski Sz. Łaszewski

Czy można powiedzieć, że to brak zarządzania ryzykiem, albo niedostatecznie dobre zarządzanie ryzykiem, jest przyczyną ostatniego kryzysu finansowego? I czy może Pan powiedzieć z perspektywy eksperta od zarządzania ryzykiem co trzeba zrobić, by uniknąć kolejnego kryzysu?

James Lam

: Oczywiście. Uważam, że porażka w zakresie zarządzania ryzykiem była główną przyczyną kryzysu. Były za nią odpowiedzialne najróżniejsze podmioty: konsumenci kupujący domy na kredyt, instytucje nadzorcze, inwestorzy, agencje ratingowe, firmy finansowe.

Co trzeba zrobić, by uniknąć kolejnego kryzysu? Firmy muszą poprawić efektywność zarządzania ryzykiem w skali całego przedsiębiorstwa. Najpierw muszą zrozumieć, jaki ogólny profil ma ich ryzyko ogólnobiznesowe, a jaki ryzyko finansowe czy operacyjne. I jakie są zależności pomiędzy tymi rodzajami ryzyka. Biznes musi dopasować się do ogólnych ram zarządzania ryzykiem gospodarczym.

Jak to powinno wyglądać na poziomie firm?

Generalnie jest potrzeba silniejszego i bardziej świadomego zarządzania przedsiębiorstwem. I to na całym świecie. A także potrzeba pojawienia się ekspertów od zarządzania ryzykiem we władzach przedsiębiorstw. Poza tym inwestorzy I firmy muszą przyjąć do świadomości fakt, że istnieją mało prawdopodobne, ale niesamowicie szkodliwe, rodzaje ryzyka, zwane „czarnymi łabędziami". By zminimalizować szansę na ich pojawienie się, powinno zostać ograniczone stosowanie narzędzia zwanego dźwignią finansową. Płynność firm, a szczególnie banków, powinna być stale monitorowana.

A więc potrzebna jest szczególna dbałość o odpowiedni poziom funduszy własnych.

Badania i praktyka wskazują, że najlepszym momentem na dokapitalizowanie firmy jest okres przed kryzysem. Gdy on już trwa, jest już za późno. Dlatego firmy powinny podnosić kapitały w okresach prosperity, albo tuż na początku kryzysu. Powinny podnosić kapitały teraz – nie czekając, aż nadejdzie kolejny kryzys.

Jakich zagrożeń można starać się unikać na poziomie zarządzania firmą?

Większą rolę powinni odgrywać członkowie rad nadzorczych. Zadawanie zarządowi trudnych pytań z zakresu zarządzania ryzykiem powinno pomóc w definiowaniu niebezpieczeństw, na jakie narażone jest przedsiębiorstwo.

Co Pan sądzi o Solvency II, czyli unijnej dyrektywie stawiającej ubezpieczycielom wyższe wymogi kapitałowe i w zakresie zarządzania ryzykiem? Czy to kolejny biurokratyczny wymysł, czy niezwykle ważny dokument, który pozytywnie wpłynie na przyszłość sektora i bezpieczeństwo klientów?

Solvency II jest bardzo podobne w swoich założeniach do dyrektywy Bazylea II. Myślę, że to właściwe, jeśli ubezpieczyciel ma bardzo duże rezerwy na potencjalne odszkodowania. Potrzebuje też jednak kapitału pokrywającego ryzyko strategiczne oraz kapitału który umożliwi mu wzrost w przyszłości. W mojej opinii Solvency II to nie jest zła inicjatywa, ale nie zagwarantuje pełnego bezpieczeństwa ubezpieczycielom i klientom, dlatego firmy ubezpieczeniowe powinny, niezależnie od wymogów dyrektywy, baczniej zwracać uwagę na swoje specyficzne potrzeby biznesowe.

Jaka jest i jaka powinna być rola towarzystw ubezpieczeniowych w zarządzaniu ryzykiem?

Ubezpieczenie to nic innego niż mechanizm transferu ryzyka. Rolą polisy jest wyprowadzenie poza firmę ubezpieczalnego ryzyka, które na jakiś czas bierze na siebie towarzystwo ubezpieczeniowe. Jeśli koszt transferu ryzyka jest niższy niż koszt pokrycia ryzka, czy też utrzymania go przy sobie, wtedy powinno się kupić polisę. To podniesie wartość firmy. Jeśli koszt ubezpieczenia przewyższa koszt ryzyka, kupno polisy może obniżyć wartość firmy.

Jakie różnice widzi pan między polskimi przedsiębiorstwami a tymi z rynków rozwiniętych w zakresie zarządzania ryzykiem?

Polski rynek jest pod tym względem podobny do amerykańskiego sprzed 15 lat. Jesteście na początku drogi. Przyjęcie, zaadaptowanie zasad zarządzania ryzykiem to wielkie wyzwanie, ale i wielka szansa. Myślę, że polskie firmy mogą w tym zakresie z powodzeniem konkurować z firmami z bardziej rozwiniętych rynków. Ale muszą wiele się nauczyć i wdrożyć globalny kanon dobrych praktyk zarządzania ryzykiem.

Czy polskie firmy powinny ściągać z Zachodu specjalistów od zarządzania ryzykiem?

Obcokrajowcy nie do końca rozumieją lokalną kulturę biznesową. Zatrudnianie ich na tak odpowiedzialnym stanowisku w firmie działającej tylko na lokalnym rynku mija się z celem. Oczywiście można wynajmować ich, by prowadzili szkolenia dla Polaków zajmujących się tą profesją. Niektórzy specjaliści z Zachodu mogą się stać prawdziwymi mentorami dla waszych risk-managerów. Polskie firmy, jeśli chcą nadrobić stracony czas, muszą wydać dużo nie tylko na szkolenia, ale też na badania ryzyka i rynku, oczywiście w kontekście swojej działalności biznesowej.

A teraz pytanie z perspektywy małych graczy giełdowych: w jaki sposób zarządzać ryzykiem inwestycyjnym? Czy inwestor indywidualny może mieć wpływ na zmniejszenie ryzyka biznesowego firmy, której akcje posiada?

Wyniki wielu badań naukowych pokazują, że zarządzanie ryzykiem może podnieść wartość firmy lub portfela inwestycyjnego średnio o 8-16 proc. w skali roku. W jaki sposób? Mali gracze powinni zadawać wiele trudnych pytań na zgromadzeniach akcjonariuszy. Powinni także wykorzystywać pozyskane informacje we właściwy sposób. Muszą także zwracać bacznie uwagę na to, co dzieje się w otoczeniu firmy, której są udziałowcami. Jakie dane się pojawiają, jakie wydarzenia mają miejsce.

Czy na poziomie inwestującej w akcje osoby fizycznej dywersyfikacja portfela to jedyna metoda na zarządzanie ryzykiem?

Dywersyfikacja portfela pod względem branż czy spółek jest dobra w okresie względnego spokoju na rynkach finansowych. Jednak gdy warunki rynkowe są wyjątkowo niesprzyjające, a giełda wyjątkowo niestabilna, to nie pomoże. Bardziej praktyczną alternatywą jest więc wyjście poza giełdę. Mali inwestorzy stoją dziś przed nie lada wyzwaniem: muszą przewidywać to, co stanie się w sferze makroekonomii I polityki. Muszą stale odpowiadać sobie na pytania: co się stanie z moimi aktywami, gdy w Stanach Zjednoczonych zapanuje hiperinflacja, a co gdy w Europie deflacja? Co się stanie z wyceną moich aktywów, jeśli wybuchnie wojna na Bliskim Wschodzie, a co jeśli dojdzie do ataku na terrorystycznego na londyńskie metro? Tak mniej więcej brzmią dziś kluczowe dla inwestorów pytania. Inwestorzy powinni też myśleć o inwestycjach alternatywnych. Istnieją produkty finansowe powiązane z inflacją, kursami cen surowców i innych dóbr trwałych, obligacji. Inwestorzy muszą na różne sposoby dostosowywać się do prawdopodobnych makroekonomicznych scenariuszy. Muszą jak ognia wystrzegać się koncentracji inwestycji w jednej klasie aktywów. Wszyscy musimy nauczyć się w jaki sposób minimalizować potencjalne ryzyko w warunkach ekstremalnej dużej zmienności rynków finansowych. Starożytna chińska klątwa mówi: obyś żył w ciekawych czasach. Nam niestety przyszło w takich żyć. Dlatego zarządzanie ryzykiem nigdy nie było ważniejsze, niż właśnie teraz.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację