John Chambers, szef, Standard & Poor’s, sylwetka

John Chambers, dyrektor zarządzający komisji ratingowej Standard & Poor’s

Publikacja: 09.08.2011 04:16

John Chambers kieruje działem ratingów Standard& Poor's od 2005 roku. 62-letni dziś Chambers z wyksz

John Chambers kieruje działem ratingów Standard& Poor's od 2005 roku. 62-letni dziś Chambers z wykształcenia jest filozofem i literaturoznawcą

Foto: Fotorzepa

Szokującą decyzję o obniżeniu oceny wiarygodności kredytowej USA, ogłoszoną w nocy z piątku na sobotę czasu polskiego, John Chambers podjął po tygodniach zapowiedzi, że to zrobi. Mówi, że chciał przede wszystkim ukarać polityków.

I dodaje, że jest jedna szansa na trzy na to, że świat znów wpadnie w recesję. I na to, że rating USA znów zostanie obniżony.

Teraz Chambers jest odsądzany od czci i wiary przez polityków w Waszyngtonie, ale bardziej niż kiedykolwiek szanowany przez ekonomistów. Nouriel Roubini, człowiek, który przewidział dwa lata temu upadek banku Lehman Brothers, mówi, że taką decyzję agencja S&P powinna podjąć już dawno.

Humanista i finanse

W weekend, kiedy już było wiadomo, że USA zostały publicznie upokorzone, „New York Times" wypominał mu, że nie ma kwalifikacji, by podejmować takie decyzje, bo nawet z wykształcenia nie jest ekonomistą. I rzeczywiście 62-letni dziś szef działu ratingów S&P studiował sztuki piękne w Grinnell College, potem zrobił magisterium z filozofii i literatury angielskiej na Columbii.

Jego koledzy z Moody's i Fitch mają solidne wykształcenie ekonomiczne. Ale i Chambers zrobił kursy dla analityków finansowych i licencję księgowego.

Pierwsza jego praca to departament międzynarodowy w European American Bank, gdzie ze stanowiska praktykanta awansował na wiceprezesa. Kolejny szczebel w karierze to francuski Banque Indosuez w Nowym Jorku, gdzie również doszedł  do stanowiska wiceszefa i podlegały mu dział kredytów oraz rynek detaliczny. W latach 1989 – 1992 został przeniesiony do centrali w Paryżu, został dyrektorem.

Krytycy wytykają S&P „zgubienie" przy wyliczeniach dla USA 2 bln dol. i przypominają, że to nie pierwszy poważny błąd agencji

Z Banque Indosuez przeniósł się do S&P, gdzie początkowo zajmował się nadawaniem ratingu instytucjom finansowym i  prowadził szeroką akcję marketingową w Ameryce Łacińskiej.

Doskonale pisze. Jego publikacje ukazywały się zarówno w prasie fachowej, jak i w wielkonakładowej, w tym w „Wall Street Journal", „Businessweeku" i „New York Times". Wiele miejsca poświęcał problemowi zadłużenia poszczególnych krajów i tłumaczył, jakie są zależności między skupowaniem takiego długu przez banki i kondycją tych banków.

W Standard & Poors

Szefem S&P jest od 2005 r. Wcześniej odpowiadał za ocenianie wiarygodności kredytowej poszczególnych krajów. Podlegało mu 12 analityków, którzy oceniali wiarygodność kredytową 123 rządów oraz setek samorządów, banków regionalnych, np. hiszpańskich cajas. Również dużych banków rozwojowych, banków eksportowo-importowych i innych instytucji publicznych.

Nie jest człowiekiem biednym. Co prawda jego podstawowe zarobki wynoszą 382 tys. dol. rocznie, co jak na płace w amerykańskim sektorze finansowym jest kwotą raczej skromną, ale już wraz z opcjami na akcje i udziałem w zysku ubiegłoroczne zarobki sięgnęły 19 mln dol.

Gospodarka polityczna

S&P zarabia na przyznawaniu ratingu wszystkim chętnym. Ten proces, choć dla niejednego kraju czy władz lokalnych może być bardzo bolesny, to jednak daje wiarygodność we wszystkich transakcjach finansowych.

Zdaniem Chambersa nie ma znaczenia, że w rzeczywistości dług USA jest o 2 bln dol. niższy, niż to wykazał w swoim uzasadnieniu decyzji o obniżce ratingu. Wytknęli mu to zresztą przedstawiciele Departamentu Skarbu, wskazując, że S&P zrobił prosty matematyczny błąd. Zmienił tylko uzasadnienie obniżki ratingu z finansowego na polityczne.

– Zrobilibyśmy to niezależnie od wysokości długu – mówi teraz. I wskazuje, że tak naprawdę ocenianie wiarygodności kredytowej jakiegokolwiek kraju jest ostatecznie decyzją polityczną, a nie ekonomiczną. Bo jej skutki są właśnie polityczne.

S&P pomyliła się zresztą nie pierwszy raz. Wysoki rating inwestycji oszusta wszech czasów Bernarda Madoffa utrzymywała praktycznie do momentu, kiedy na jaw wyszły jego przekręty. AIG miał jeszcze AAplus, czyli tyle co obecnie Ameryka, na kilka dni przed upadkiem Lehman Brothers, który mocno uderzył w giganta ubezpieczeniowego. A Enrona zdegradował z AAA do D, czyli „totalnych śmieci" dopiero po tym, gdy koncern wystąpił o ochronę przed wierzycielami.

Teraz „zgubienie" 2 bln dol. w bilansie finansowym USA Chambers nazywa błahostką i tłumaczy, że wcale nie chodziło o te pieniądze, ale o zaperzenie republikanów i demokratów w dyskusji o długu kraju. Ostrzega też, że może „trochę potrwać", zanim Ameryka odzyska najwyższy rating.

– Jeśli spojrzymy na historię, to widać, że zajmie to sporo czasu – mówił w rozmowie z gwiazdą CNN Christiane Amanpour.

I nie ukrywa, że może być to równie dobrze pół roku, jak i dwa lata. Ostrzegł, że w tym samym czasie może też dojść do kolejnej obniżki ratingu.

Szokującą decyzję o obniżeniu oceny wiarygodności kredytowej USA, ogłoszoną w nocy z piątku na sobotę czasu polskiego, John Chambers podjął po tygodniach zapowiedzi, że to zrobi. Mówi, że chciał przede wszystkim ukarać polityków.

I dodaje, że jest jedna szansa na trzy na to, że świat znów wpadnie w recesję. I na to, że rating USA znów zostanie obniżony.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Polscy emeryci wracają do pracy
Opinie Ekonomiczne
Żeby się chciało pracować, tak jak się nie chce
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Jak przekuć polskie innowacje na pieniądze
Opinie Ekonomiczne
Dlaczego warto pomagać innym, czyli czego zabrakło w exposé ministra Sikorskiego
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie Ekonomiczne
Leszek Pacholski: Interesy ludzi nauki nie uwzględniają potrzeb polskiej gospodarki
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne