I dzieje się tak w sytuacji, w której liczba wniosków w tym roku jest podobna do tej sprzed roku. A dodatkowo rośnie również liczba błędów we wnioskach, bo od tego roku, jeśli ktoś ma faktury na produkty z dwoma stawkami VAT 22 i 23 proc., to musi osobno obliczać ulgę według różnych limitów, a potem sumować kwoty. Pomimo to wypłaty są rekordowe.
Każde z możliwych wytłumaczeń niesie ze sobą pozytywy. Po pierwsze Polacy w zeszłym roku chcieli wyprzedzić wzrost stawek VAT i kupowali jak najwięcej materiałów
budowlanych. A łatwość dokonywania poważnych zakupów (tym są kupno mieszkania, remonty i budowle) świadczy o dobrej kondycji finansowej rodzin i o tym, że nie obawiają się o swoją przyszłość.
Po drugie zapowiedź zmiany zasad programu "Rodzina na swoim" skłoniła część konsumentów do kupowania mieszkań. Po trzecie zaś - i to wytłumaczenie jest mi najmilsze - nic tak nie robi dobrze gospodarce i finansom (w tym publicznym) jak ograniczenie biurokracji. A zwrot VAT otrzymujemy po 4 miesiącach od złożenia wniosku, a nie po pół roku jak to było jeszcze kilka lat temu. Samo wprowadzenie krótszego rozliczania się urzędów spowodowało przyspieszenie wydawania decyzji i wypłaty pieniędzy. Zapewne okupione jest to bardziej wytężoną pracą urzędników, ale efekt imponuje.
Szkoda, że w ostatnich latach udało się ograniczyć zbędną biurokrację w tak niepełnym wymiarze...