Czy nie niepokoi pana wzrost rentowności obligacji 10-letnich powyżej 6 proc.? Koszt ubezpieczenia polskiego długu jest rekordowy...
- Oczywiście nie jesteśmy zachwyceni tak poważnym wzrostem rentowności, także wycena CDSów (instrumentów zabezpieczających przed upadkiem dłużnika – red.) nie wprawia nas w euforię, ale jak już mówiłem klimat na rynku jest bardzo zły, trudności i napięcia w strefie euro i na Węgrzech przekładają się na inne kraje, takie jak Polska, których nie zalicza się do tzw. safe heavens - rajów stabilności. Przygotowaliśmy się na trudne czasy – nie musimy emitować długu, stworzyliśmy sporą poduszkę płynnościową w wysokości 25 proc. naszych rocznych potrzeb pożyczkowych, a jeśliby sytuacja międzynarodowa uległa dalszemu pogorszeniu w każdej chwili możemy skorzystać z 30 mld dolarów Elastycznej linii kredytowej z MFW, a to pokryłoby prawie 2/3 naszych przyszłorocznych potrzeb pożyczkowych. Jesteśmy przygotowani na zawirowania rynkowe, nawet najgorsze.
Czy nie jest niekorzystnym fakt, że teraz głównie inwestorzy zagraniczni kupują nasze papiery skarbowe?
- Oczywiście, że istnieje zwiększone ryzyko związane z rosnącym udziałem inwestorów zagranicznych w polskim długu, ale nie mamy na to większego wpływu. Przepływ środków w ramach UE jest swobodny. Poza tym takie zjawisko obserwujemy we wszystkich krajach rozwijających się. To zmiana strukturalna, nie jest to gorący pieniądz, ale stała zmiana wynikająca z globalnych równowag. Poza tym wynika to też z faktu, ze przestaliśmy emitować bony, czyli krótki instrument płynnościowy chętnie wykorzystywany przez banki. Skoro one nie kupują naszych papierów, robią to inwestorzy zagraniczni. Myślę, że gdybyśmy zwiększyli emisję bonów, na rynek wróciłyby polskie instytucje finansowe. Jednak do końca roku nie przewidujemy już emisji bonów ani obligacji. Możemy zorganizować jedną aukcję zamiany.
Nie będzie już prefinansowania przyszłorocznych potrzeb pożyczkowych?