Polska na tym skorzysta, ale w euforię nie popadajmy wciąż w kluczowych sprawach dotyczących handlu między oba krajami  będziemy zdani na twarde  negocjacje i obecność Rosjan w jakiejkolwiek międzynarodowej organizacji niewiele tu zmieni.

Wejście naszych wschodnich sąsiadów w struktury WTO (aż po 18 latach negocjacji) na pewno cieszy polskich producentów mięsa,  warzyw i owoców czy produktów mleczarskich, dla których Rosja jest najważniejszym zagranicznym rynkiem zbytu. W toku negocjacji Kreml zgodził się bowiem na redukcję ceł importowych co spowoduje, że praktycznie z dnia na dzień zdecydowanie spadną stawki na nasze mleko, wołowinę czy jabłka. Skończy się też tak popularna w ostatnich latach aktywność rosyjskich służb sanitarnych i weterynaryjnych, które regularnie co jakiś czas miały zastrzeżenie akurat  do jakości polskich produktów co kończyło się nałożeniem embarga na ich wwóz do Rosji. Polityka Kremla  będzie bowiem musiała być oparta na regułach obowiązujących wszystkich członków WTO.

I choć plusów związanych z „ucywilizowaniem" Rosji w kwestii globalnego handlu rzeczywiście jest sporo  - Polski rząd wręcz ogłasza podpisane właśnie porozumienia Rosja-UE  jako jeden z największych sukcesów naszej prezydencji w UE -  to naiwnie byłoby sądzić, że teraz handlowe relacje między oboma krajami ułożą się wspaniale. A sprawa do załatwienia jest sporo. Choćby ten sztandarowy problem, czyli  fakt, że Gazprom obniża ceny gazu wszystkim wokoło tylko nie nam. Jeśli chodzi o obronę własnych interesów w fundamentalnych sprawach gospodarczych Rosjanie są twardymi graczami. Bez problemu potrafią się np. porozumieć z możnymi w UE za naszymi plecami, czego najdobitniejszym dowodem jest oddany niedawno do użytku gazociąg NordStream omijający Polskę i biegnący dnem morza Bałtyckiego prosto do Niemiec.

Członkostwo Rosji w WTO jest faktem i na pewno przeniesie  to dialog z Moskwą na inny poziom, ale nie ma wątpliwości, że w kwestiach gospodarczych jeszcze wiele razy na linii Warszawa-Kreml zaiskrzy.