Talanx za Wartę zapłacił dużo

Ciekawe, że aż tyle za Wartę zapłacono, bo mówiąc wprost, wycena była gigantyczna - mówi "Rz" Andrzej Klesyk, prezesem PZU

Aktualizacja: 23.02.2012 09:28 Publikacja: 22.02.2012 16:43

Talanx za Wartę zapłacił dużo

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Gdy usłyszał pan kto przejmuje Wartę, co pan pomyślał?

Po pierwsze pomyślałem, że to ciekawe, że aż tyle za nią zapłacono, bo mówiąc wprost, wycena była gigantyczna. Po drugie, że Talanksowi bardzo zależy na sukcesie swojego IPO. A po trzecie, skoro zapłacili tak dużo i w tym roku mają debiutować na giełdzie, to chyba nie będą zachowywać się nieracjonalnie i rozpoczynać np. wojny cenowej, żeby zdobyć rynek. Wysoka cena transakcji jest pewnego rodzaju gwarancją, że do tego nie dojdzie.

Na miejscu nowego właściciela, zmieniałby pan markę Warty?

Potrzeba bardzo dużo pieniędzy, żeby wprowadzić nową markę z sukcesem. A marka „Warta" ma ogromną wartość. Zatem, jeśli ja byłbym w tej sprawie decydentem, to tej marki bym nie zmieniał.

Abstrahując od cen, coś się zmieni?

Moim zdaniem niewiele.

Pojawiły się głosy, że moglibyście porozumieć się z Talanxem i np. stosować silniejsze negocjacje z warsztatami czy bankami.

Nie możemy prowadzić żadnych działań sprzecznych z polskim prawem, ani dać jakiegokolwiek pretekstu do zarzutów o jakąkolwiek zmowę. Natomiast współpraca w tworzeniu rynku jest jak najbardziej realna i interesująca. Prowadzimy ją zresztą także wspólnie z innymi ubezpieczycielami w ramach PIU. Mówię np. o koniecznej regulacji rynku kancelarii odszkodowawczych. Brak takich regulacji jest szkodliwy przede wszystkim dla klientów, którzy często padają ofiarami nieuczciwych pracowników tego rodzaju firm. Mamy przykłady działań jaskrawie nieetycznych. Inny temat to ubezpieczenia szpitali – tu jako rynek ponieśliśmy tu porażkę. PIU wielokrotnie rozmawiało z ustawodawcą i urzędnikami ministerstw tłumacząc jak wysokie będą koszty nowego ubezpieczenia. Na próżno. Po wejściu w życie nowych przepisów szpitale podnoszą larum, że polisy są drogie. Tak, są drogie, ale ubezpieczane ryzyko ogromne.

Ciężko mi jednak wyobrazić sobie w dzisiejszych czasach współpracę operacyjną pomiędzy ubezpieczycielami. To na odległość śmierdzi nielegalnymi działaniami. Jestem sobie jednak w stanie teoretycznie wyobrazić prowadzenie z jakimś podmiotem wspólnego back-office.

VIG powołał ostatnio w ramach grupy spółkę likwidacyjną VIG Ekspert. To dobry pomysł na redukcję kosztów?

VIG w Polsce posiada kilka podmiotów ubezpieczeniowych i jest to naturalny kierunek dla nich. PZU takich kroków nie będzie podejmowało, bo nie wiąże się to z redukcja kosztów.

Szef KNF rekomenduje ubezpieczycielom wypłatę maksymalnie 75-proc. dywidendy. Czy to nie nadmierna ostrożność nadzoru?

Zarząd PZU będzie rekomendował wypłatę dywidendy zgodnie z wytycznymi nadzoru. PZU jest instytucją, na którą patrzy cały rynek. Tak naprawdę, to nie widzę potrzeby negocjacji z nadzorem. Mówimy o dywidendzie de facto niższej o 15-20 pkt proc.. A i tak przecież nie zamierzaliśmy rekomendować wypłaty 100 proc. zysku. Zatem dramatu dla naszych inwestorów nie ma.

Komentując zalecenia nadzoru należy jednak pamiętać, że nie wszystkie firmy ubezpieczeniowe są w tak dobrej, jak PZU, kondycji. Przypomnijmy, że gdy w 2010 r. było wiele szkód katastroficznych, okazało się, że część firm ma problem z utrzymaniem właściwych wskaźników wypłacalności. Reasumując, w czasach spokojnych, rekomendacja KNF byłaby zbyt dużą ostrożnością, ale gdy zaczynają się problemy, a nigdy nie wiemy kiedy znów doświadczymy powodzi, czy nawałnic nie jest to przesadne dmuchanie na zimne.

Czyli w minionych latach brakowało podejścia ostrożnościowego ze strony nadzoru?

Po dotychczasowych ruchach KNF widać, że nowy szef nadzoru chce grać dużo bardziej aktywną rolę niż poprzedni. Nie jest moja rolą oceniać działania nadzoru. wydaje się jednak, że bardziej aktywny nadzór w ciężkich czasach jest pożądany.

A z punktu widzenia zarządzania firmą takie mieszanie się regulatora nie utrudnia pracy?

Inicjatywy KNF, nazywane przeze mnie żartobliwie „listami pasterskimi", nie wpływają na codzienną działalność operacyjną firmy. One dotyczą ważnych, systemowych kwestii, przypominają np. o tym, że ubezpieczenia nie mogą być sprzedawane poniżej kosztów. Nam taka sytuacja bardzo odpowiada, bo widzieliśmy jak zakończyły się dwa lata temu działania niektórych ubezpieczycieli pod hasłem „teraz dam zaporowo niską stawkę, zdobędę rynek, a kiedyś zacznę zarabiać". Skończyło się to stratą całego sektora rzędu 1 mld zł.

Jaki będzie wynik grupy po 2011 r. w porównaniu do 2010 r., gdy PZU zarobiło 2,4 mld zł?

Wyniki publikujemy 15 marca. Tytułem komentarza przypomnę, że na nasz wynik ma wpływ z jednej strony działalność ubezpieczeniowa, z drugiej inwestycyjna. Czyli pytanie brzmi: czy w danym roku nie było dużych szkód katastroficznych lub wojny cenowej oraz jak zachowują się rynki finansowe? Idealna sytuacja to taka, w której zgrają się bardzo dobre wyniki ubezpieczeniowe z dobrym wynikiem z działalności inwestycyjnej. Wiemy co stało się na giełdzie w drugiej połowie 2011 roku, możemy zatem przewidzieć jaki to będzie miało wpływ na wynik. Całe szczęście nie jesteśmy zaangażowani w obligacje krajów, którym grozi niewypłacalność.

Wycofujecie się stopniowo z obligacji Skarbu Państwa na rzecz korporacyjnych, czy to znaczy, że papiery polskiego rządu stały się w waszej ocenie mniej bezpieczne?

Ależ absolutnie nie! Polskie obligacje są w pełni bezpieczne. Celem przebudowy portfela inwestycyjnego jest odejście od anachronicznego i zbyt konserwatywnego modelu tego portfela. W tej chwili około 80 proc. naszych inwestycji to obligacje SP, podczas gdy patrząc na portfele dużych międzynarodowych grup, jak Axa czy Allianz, stanowią one z reguły połowę części dłużnej, drugą częścią są obligacje korporacyjne czyli ok. 40%. Docelową strukturę portfela będziemy chcieli osiągnąć w przeciągu kilku lat.

Jaka stopa zwrotu na obligacjach korporacyjnych jest dla was satysfakcjonująca? Udziały w jakich spółkach macie obecnie?

Niektóre papiery wartościowe, np. obligacje banków mają rentowności ok. 110-140 punktów bazowych powyżej WIBOR-u i to już jest oprocentowanie atrakcyjne. W przypadku transakcji takich jak przejęcie Polkomtela mówimy o jeszcze wyższej marży. Proszę pamiętać o skali naszej działalności - 1 pkt procentowy z 40 mld zł robi ogromną różnicę. W portfelu mamy obligacje polskich banków, takich jak PKO BP, BOŚ. Braliśmy też udział we współfinansowaniu transakcji przejęcia Polkomtela. Przy założeniu, że mamy 40 mld zł w obligacjach skarbowych, na których zarabiamy 5 proc. rocznie to roczna stopa zwrotu wyniesie 2 mld zł. Ale przy rozdzieleniu tych 40 mld zł na obligacje rządowe i korporacyjne, średnio oprocentowane dajmy na to na 6,5 proc., to tym samym mamy kilkaset milionów złotych wyższy zarobek. Oczywistym jest, że nadal będziemy inwestować w rządowe obligacje, ale siłą rzeczy musimy też szukać wyższej rentowności. Powód dla którego dotychczas nie inwestowaliśmy w tego rodzaju instrumenty był prozaiczny: kilka lat temu banki oferowały finansowanie spółkom praktycznie bez marży, zatem spółki nie emitowały obligacji. Dzisiaj się to zmienia.

Wspomniał pan o Polkomtelu. Objęliście te papiery, z dwucyfrową rentownością?

Nie mogę tego potwierdzić, ale na chwilę obecną jesteśmy z tej transakcji zadowoleni.

Czy fakt, że jako jedyni zaoferowaliście ubezpieczenia szpitali, których zaporowe ceny, jak twierdzą niektórzy doprowadzą je do upadku, nie odbije się negatywnie na waszym wizerunku i odbiorze społecznym?

Politycy wraz z urzędnikami przygotowali ustawę, do której branża ubezpieczeniowa zgłaszała obszerne uwagi już 2 lata temu. Bez skutku. Problem postrzegania naszej firmy może wynikać z tego, że panuje ogólnospołeczna percepcja, zakorzeniona w dalekiej przeszłości, że PZU to firma państwowa, która nie musi zarabiać pieniędzy na swojej działalności. Mówimy tu też o politykach np.: półtora roku temu jeden z przywódców partii politycznej powiedział, że „rząd przy okazji powodzi powinien sięgnąć do rezerw PZU, by wypłacić pieniądze wszystkim poszkodowanym". To jakiś absurd, jesteśmy spółką notowaną na giełdzie, której 65 proc. akcji jest w rękach prywatnych inwestorów. Czasy, gdy PZU wypłacał pieniądze nieubezpieczonym minęły.

Skoro o zmianach, co przewiduje wasza nowa strategia na najbliższe trzy lata?

Strategia zostanie przedstawiona przy okazji prezentacji wyników rocznych, 15 marca. Oczywiście nie zakłada ona jakiegoś gigantycznego zwrotu. Nie wychodzimy z ubezpieczeń, nie wchodzimy w telewizję, ani jak Nokia nie zaczniemy produkować telefonów komórkowych.

Nie będziemy robić rewolucji, ale ewolucję. Nie rezygnujemy z naszych ambicji w zakresie przejęć. Od 3,5 roku powtarzamy, że nie ma ciekawych okazji. Owszem, była TU Europa, ale ona kompletnie do naszego biznesu nie pasuje. Ktoś może powiedzieć, że były na sprzedaż spółki Avivy w Czechach, na Węgrzech i Słowacji, jednak są to małe biznesy, z rentownością poniżej naszych oczekiwań. Takie przejęcia nas nie interesują.

Członek zarządu PZU powiedział niedawno, że nie chcecie przejmować firm, które mają kilkuprocentowe udziały w rynku, lecz od razu liderów. Czy pojawiły się na to szanse?

Podkreślę raz jeszcze: będziemy się przyglądać ubezpieczycielom, ale tylko w Europie, a nie np. w Brazylii, na co niektórzy mnie mocno namawiają. Nie chcemy też kupować banku.

Czy podjęliście już jakieś konkretne kroki?

Można zbudować zespół do przejęć i czekać na okazję. Jednak taki zespół w pewnym momencie będzie tak zdesperowany, żeby coś kupić, że przestanie dostrzegać realną wartość potencjalnego celu akwizycji. I zaczną przychodzić z coraz gorszymi pomysłami, tylko po to, żeby za wszelką cenę coś kupić. Druga opcja, to przejęcie jakiegoś biznesu i dopiero później myślenie co z tym fantem zrobić. Ale nie oszukujmy się, ani na inwestycji na Litwie, ani na Ukrainie PZU nie zarobił kokosów, mówiąc delikatnie. Zatem takie rozwiązanie również nie ma sensu.

Jaka jest zatem alternatywa?

Planujemy powołać nową spółkę o roboczej nazwie PZU International. Pomysł jest następujący: chcę zaprosić do współpracy jeden lub dwa duże fundusze private equity, aby stworzyć wehikuł, gdzie PZU będzie mniejszościowym akcjonariuszem, z 40-45-proc. udziałem. Duże private equity będzie posiadać tyle samo, a trzeci podmiot w tej strukturze, niekonieczny, ale pożądany to EBOiR lub IFC.

Czy PZU nie ma wystarczających środków by działać w pojedynkę?

Wspólnie z PE nasza siła rażenia zwiększa się dwukrotnie, a ryzyko, zmniejsza się o 50 proc. Private equity wnosi znajomość i know how transakcyjny, więc PZU nie musi mieć wewnętrznego zespołu M&A. Ponadto daje to możliwość zatrudnienia zarządzających na kompletnie innych warunkach niż w PZU. To PE byłby odpowiedzialny za system motywacyjny dla managerów. Po trzecie wreszcie fundusz daje zdroworozsądkowe podejście do kreowania wartości.

Co wniosłoby PZU?

Wiedzę ubezpieczeniową, operacyjną i reprezentowanie nowej spółki przed regulatorami. Daje także markę. Trzeci podmiot z kolei jest mi potrzebny by zapewnić parasol bezpieczeństwa, jeśli kiedyś będziemy chcieć zrobić ekspansję na wschód, do krajów o nie do końca ugruntowanym systemie demokratycznym, w zachodnioeuropejskim tego słowa znaczeniu. Decydenci w takich krajach nie mrugnęliby okiem, żeby oszukać PZU działające w pojedynkę. Jednak już w przypadku spółki, której udziałowcem jest np. EBOiR zastanowią się kilka minut czy warto.

Prowadzicie już na ten temat rozmowy?

Rozpoczynamy okres realizacji. Rozmawiamy z największymi firmami private equity na świecie, które są gotowe zainwestować kwotę do 1 mld dol. Nie kryję, że jest z ich strony zainteresowanie. Jeszcze w tym roku spółkę PZU International chcemy zarejestrować, najprawdopodobniej w jednym z krajów UE, poza Polską, bo taka jest praktyka ze strony funduszy PE – chodzi o kwestie prawne. Gdy tylko nadarzy się okazja na przejęcie, podniesiemy kapitał i działamy. Momentem wyjścia PE ze spółki byłoby wejście PZU International na warszawską giełdę. Wówczas PZU S.A. będzie mieć opcję odkupienia udziałów, w zależności od tego czy byśmy chcieli taki podmiot konsolidować czy nie.

Z EBOiR-em też trwają już rozmowy?

Nie, bo oni nie są nam niezbędni. PZU i private equity to podstawa, a EBOiR byłby przysłowiową wisienką na torcie.

O jakim kapitale w PZU International mówimy?

PZU International będzie tylko i wyłącznie wehikułem do realizacji transakcji. Do momentu zakupu, PZU International będzie spełniało minimalne wymogi kapitałowe przewidziane prawem. Przy założeniu, że 6 mld zł przeznaczylibyśmy na 45 proc. udział w PZU International, to cała spółka miałaby 13 mld zł, czyli 3 mld euro. To bardzo konkretne pieniądze.

Debiut na GPW to kwestia tego roku?

Nie. Tego typu model działa w USA: na giełdę wchodzi spółka i mówi, mamy taki i taki pomysł, dajcie nam pieniądze. Nasz pomysł jest inny.  Zakłada, że najpierw dokonamy zakupu firm ubezpieczeniowych, restrukturyzujemy je, dołożymy nasze spółki na Litwie i Ukrainie i dopiero potem wprowadzimy ją na giełdę, jako PZU International. W momencie, gdy PZU International będzie miało masę krytyczną, to wtedy faktycznie spółki podobne do sprzedawanej niedawno Avivy byłyby dla nas ciekawe jako część większej całości.

Skoro prace nad PZU International są w toku, zatem musicie mieć na oku konkretne cele akwizycyjne.

Oczywiście, przyglądamy się rynkowi. Jednak będą to procesy równoległe. Założymy spółkę, to koszt maksymalnie 1-2 mln dol. i będziemy czekać. Tam nie będzie żadnych pieniędzy. W momencie gdy znajdziemy podmiot do kupienia i podpiszemy umowę o zakupie, podnosimy kapitał i płacimy. Na wzór private equity capital call.

Wspomniał pan, że nie interesują was banki poza Polską. A w Polsce?

W tym momencie współpracujemy z pięcioma bankami, które posiadają około 30 proc. rynku. Jeśli kupilibyśmy bank i przejęlibyśmy nad nim kontrolę operacyjną, to mając 3-7 proc. rynku, popsułbym sobie relacje z 30 proc. rynku, z którym współpracuję. Z punktu widzenia strategicznego to bez sensu. A kupienie PKO BP, jak wielokrotnie podkreślałem, nie wchodzi w grę, nawet jako teoretyczna opcja.

A jeśli zadzwoniłby prezes Emilio Botin z Santandera z propozycją, by został pan mniejszościowym udziałowcem Kredyt Banku?

Jeśli pozwoli to zarobić PZU pieniądze, jak najbardziej tak. Przecież podobnie było w przypadku chęci przejęcia BZ WBK przez PKO BP. Byliśmy dogadani na znaczącą część finansowania. Podkreślam jednak, że jeśli ktoś chce finansowania PZU musi mi zapewnić dwa elementy: bezpieczeństwo i odpowiedni zwrot na tej inwestycji.

Czego oczekuje pan po wejściu na nasz rynek Sbierbanku?

Podejrzewam, że oni bardzo chcą tu się pojawić, jednak realia polityczne są takie, że wydaje się, iż jedyna szansa to budowanie biznesu od zera. Trudno mi sobie wyobrazić, że np. jakiś bardzo duży bank zostanie kupiony przez Sbierbank i że nadzór wyda na taką transakcję zgodę.

Kiedy można spodziewać się zmian w radzie nadzorczej PZU?

To pytanie do Pana ministra Mikołaja Budzanowskiego na najbliższym walnym zgromadzeniu.

W maju ma być odświeżone logo czy wiadomo czy będziecie angażować celebrytę?

Na pewno odświeżone logo pokażemy w tym roku. Wciąż nie podjęliśmy decyzji czy będziemy angażować znane osoby, bo z naszych doświadczeń wynika, że można mieć z tym więcej kłopotu niż pożytku. Nawet jeśli się zdecydujemy, to z pewnością nie będzie to model, że znany aktor będzie twierdził: „ja i mój pies mówimy, że PZU to najlepszy ubezpieczyciel".

Kiedy podejmiecie decyzję o sponsorowaniu Stadionu Narodowego?

Odpowiem pytaniem: czy w takiej sytuacji medialnej jaka jest wokół Stadionu Narodowego podejmowalibyście jakiekolwiek decyzje? Przyglądamy się temu projektowi, ale przed EURO nie podejmiemy jednak żadnej decyzji.

Pana odejście z Rady Gospodarczej przy Premierze to efekt nawału pracy?

To efekt zmiany profilu Rady, która wydaje się, że będzie bardziej ekonomiczna niż biznesowa. To naturalna kolej rzeczy, że w takiej konstelacji zastąpił mnie Paweł Durjasz – Główny Ekonomista Grupy PZU

Czy Rada nie ucierpi, że będzie w niej brakować praktyków rynkowych?

To już pytanie do szefa Rady – Pana Jana Krzysztofa Bieleckiego.

Czy wasza strategia ma przeciwdziałać traceniu rynku?

W poprzedniej strategii, która obowiązywała do końca 2011 roku, komunikowaliśmy zahamowanie spadku udziału w rynku. Cel ten został osiągnięty. Na koniec września zapowiedzieliśmy, także że biznes korporacyjny wróci do rentowności. Jeszcze 2 lata temu traciliśmy 400 mln zł rocznie. Cel ten osiągnęliśmy rok wcześniej niż zakładaliśmy. Teraz przyjdzie czas na wzrosty.

Gdy usłyszał pan kto przejmuje Wartę, co pan pomyślał?

Po pierwsze pomyślałem, że to ciekawe, że aż tyle za nią zapłacono, bo mówiąc wprost, wycena była gigantyczna. Po drugie, że Talanksowi bardzo zależy na sukcesie swojego IPO. A po trzecie, skoro zapłacili tak dużo i w tym roku mają debiutować na giełdzie, to chyba nie będą zachowywać się nieracjonalnie i rozpoczynać np. wojny cenowej, żeby zdobyć rynek. Wysoka cena transakcji jest pewnego rodzaju gwarancją, że do tego nie dojdzie.

Pozostało 97% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację