Emocje i niejasności towarzyszące treści i trybowi ustanawiania Traktatu o stabilności, koordynacji i zarządzaniu Unii Gospodarczej i Monetarnej, zwanego potocznie paktem fiskalnym, wymagają rzeczowej dyskusji, gdyż jego ewentualne konsekwencje będą miały dla Polski zasadnicze znaczenie. Już sam tryb ustanowienia paktu fiskalnego należy uznać za sprzeczny z ogólnymi zasadami podejmowania decyzji. Pakt nie jest dziełem Unii Europejskiej jako takiej, lecz ma formę umowy międzyrządowej pomiędzy 17 państwami strefy euro oraz ośmioma państwami spoza strefy euro – bez Wielkiej Brytanii i Czech. Jest to działanie mające wszelkie znamiona omijania obowiązującego europejskiego prawa.
Pakt fiskalny powoduje, że państwa członkowskie tracą kolejne elementy suwerenności, znaczną część kompetencji, i to nie tylko w obszarze finansów publicznych. Czym może grozić pakt, świadczy próba forsowania przez Niemcy rozwiązania, w którym Grecja przekazałaby swoją suwerenność w kwestii podatków i wydatków komisarzowi budżetowemu strefy euro. Zewszystkimi towarzyszącymi temu rozwiązaniu skutkami, czyli prawem weta w zakresie planowania i realizacji przez rząd grecki budżetu.
Trzeba też pamiętać, że w wypadku ewentualnego nadmiernego deficytu budżetowego danemu krajowi grożą wysokie kary finansowe. Na dodatek Polska, która nie jest w strefie euro i nie ma równoprawnego statusu w gremium decyzyjnym paktu, ma z własnych rezerw walutowych przekazać znaczną kwotę na rzecz bogatszych i rozrzutnych.
Czym jest państwo
Kiedy swego czasu śp. Andrzej Lepper chciał uruchomić z polskich rezerw walutowych mniejsze środki na konkretne cele służące polskiej gospodarce, to został politycznie ukrzyżowany. 2 marca br. na europejskim szczycie premier Donald Tusk w imieniu naszego państwa podpisał pakt fiskalny. Tym samym w naszym imieniu podjął poważne zobowiązania bez konsultacji z narodem, a nawet parlamentem. Sprawa tak zasadnicza dla naszej przyszłości została w zasadzie postanowiona w ciemno bez symulacji skutków i znajomości szczegółowych rozwiązań. Kapitulancka polityka rządu ma jeszcze jeden niebezpieczny wymiar związany z brakiem zabezpieczeń w naszym systemie prawnym, które mogłyby zniwelować skutki nie korzystnych decyzji podejmowanych przez unijnych potentatów.
Trzeba zdać sobie sprawę, że skuteczna walka z paktem fiskalnym wymaga kompleksowego spojrzenia na działania eurofederalistów. Otóż bez traktatu reformującego z Lizbony byłyby niewielkie możliwości dojścia do paktu fiskalnego. Traktat ten stał się kluczowym etapem budowy Stanów Zjednoczonych Europy. Koalicja rządowa, lewica i znaczna część parlamentarzystów PIS w dyskusji nad ratyfikacją traktatu lizbońskiego w Sejmie 1 kwietnia 2008 roku twierdziła, że traktat wcale nie tworzy nowego organizmu państwowego, a tylko Polska dzieli się częścią swojej suwerenności z nową unią. Widać szanowni posłowie nie raczyli poznać najważniejszych definicji państwa Maxa Webera czy definicji suwerenności państwa ustanowionej w okresie finalizacji traktatu westfalskiego. Ich wykładnia nie pozostawia wątpliwości: UE ustanowiona traktatem lizbońskim posiada atrybuty odrębnego państwa, łącznie z osobowością prawną.
Należy też pamiętać, że traktat powierza Unii prowadzenie polityki zagranicznej, wymiaru sprawiedliwości oraz pozbawia państwo polskie suwerenności określonych dla wyłączności jurysdykcji UE. Wszelka argumentacja polityków od PO po PiS, że UE nie jest państwem, bo w traktacie reformującym nie ma zapisów wymieniających symbole państwowe UE wraz z hymnem, świadczą jedynie o zdolności polityków do unikania nazywania faktów po imieniu. Dodatkowo trzeba pamiętać, że uchwalona na potrzeby wejścia Polski do UE ustawa z 11 marca 2004 r. „O współpracy Rady Ministrów z Sejmem i Senatem w sprawach związanych z członkostwem RP w UE" zmienia ustrojową rolę polskiego parlamentu, czyniąc z niego w 80 proc. spraw przekazanych do Unii nie organ decyzyjny, ale wyłącznie opiniotwórczy dla działań Rady Ministrów i organów wspólnotowych. W tym miejscu aż prosi się przypomnienie postawy posłów PRL z 1976 r., którzy poparli zmiany Konstytucji PRL wprowadzające zależność Polski od ZSRR czy dyktaturę PZPR.
Polacy w referendum unijnym w większości zagłosowali na „tak" w dużej mierze dlatego, że traktat nicejski dawał Polsce dość korzystne warunki i niezłą pozycję wUE. Ale jak się niebawem okazało, eurofederaliści, niczym wytrawni szulerzy, w trakcie gry zaczęli zmieniać jej zasady. Ponad 90 proc. zapisów traktatu lizbońskiego rozproszonych w różnych regulacjach to nic innego, jak przemycanie treści upadłej konstytucji dla Europy. W tak znaczących państwach-założycielach UE jak Francja i Holandia w ogólnonarodowych referendach Konstytucja Europejska została odrzucona. Co robią eurofederaliści? Ano gwałcą wolę Francuzów i Holendrów i tylnymi drzwiami wprowadzają eurokonstytucję, tylko pod inną nazwą. Tym samym traktat lizboński zapoczątkował w UE niebezpieczną praktykę deptania fundamentów demokracji.