Pakt fiskalny, nieudane dziecko traktatu lizbońskiego

Pakt fiskalny odbiera nam coraz więcej obszarów wolności, ale nie daje żadnych gwarancji na tłustą niewolę – zauważa polityk

Publikacja: 12.03.2012 18:38

Janusz Dobrosz

Janusz Dobrosz

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

Emocje i niejasności towarzyszące treści i trybowi ustanawiania Traktatu o stabilności, koordynacji i zarządzaniu Unii Gospodarczej i Monetarnej, zwanego potocznie paktem fiskalnym, wymagają rzeczowej dyskusji, gdyż jego ewentualne konsekwencje będą miały dla Polski zasadnicze znaczenie. Już sam tryb ustanowienia paktu fiskalnego należy uznać za sprzeczny z ogólnymi zasadami podejmowania decyzji. Pakt nie jest dziełem Unii Europejskiej jako takiej, lecz ma formę umowy międzyrządowej pomiędzy 17 państwami strefy euro oraz ośmioma państwami spoza strefy euro – bez Wielkiej Brytanii i Czech. Jest to działanie mające wszelkie znamiona omijania obowiązującego europejskiego prawa.

Pakt fiskalny powoduje, że państwa członkowskie tracą kolejne elementy suwerenności, znaczną część kompetencji, i to nie tylko w obszarze finansów publicznych. Czym może grozić pakt, świadczy próba forsowania przez Niemcy rozwiązania, w którym Grecja przekazałaby swoją suwerenność w kwestii podatków i wydatków komisarzowi budżetowemu strefy euro. Zewszystkimi towarzyszącymi temu rozwiązaniu skutkami, czyli prawem weta w zakresie planowania i realizacji przez rząd grecki budżetu.

Trzeba też pamiętać, że w wypadku ewentualnego nadmiernego deficytu budżetowego danemu krajowi grożą  wysokie kary finansowe. Na dodatek Polska, która nie jest w strefie euro i nie ma równoprawnego statusu w gremium decyzyjnym paktu, ma z własnych rezerw walutowych przekazać znaczną kwotę na rzecz bogatszych i rozrzutnych.

Czym jest państwo

Kiedy swego czasu śp. Andrzej Lepper chciał uruchomić z polskich rezerw walutowych mniejsze środki na konkretne cele służące polskiej gospodarce, to został politycznie ukrzyżowany. 2 marca br. na  europejskim szczycie premier Donald Tusk w imieniu naszego państwa podpisał pakt fiskalny. Tym samym w naszym imieniu podjął poważne zobowiązania bez konsultacji z narodem, a nawet parlamentem. Sprawa tak zasadnicza dla naszej przyszłości została w zasadzie postanowiona w ciemno bez symulacji skutków i znajomości szczegółowych rozwiązań. Kapitulancka polityka rządu ma jeszcze jeden niebezpieczny wymiar związany z brakiem zabezpieczeń w naszym systemie prawnym, które mogłyby zniwelować skutki nie korzystnych decyzji podejmowanych przez unijnych potentatów.

Trzeba zdać sobie sprawę, że skuteczna walka z paktem fiskalnym wymaga kompleksowego spojrzenia na działania eurofederalistów. Otóż bez traktatu reformującego z Lizbony byłyby niewielkie możliwości dojścia do paktu fiskalnego. Traktat ten stał się kluczowym etapem budowy Stanów Zjednoczonych Europy. Koalicja rządowa, lewica i znaczna część parlamentarzystów PIS w dyskusji nad ratyfikacją traktatu lizbońskiego w Sejmie 1 kwietnia 2008 roku twierdziła, że traktat wcale nie tworzy nowego organizmu państwowego, a tylko Polska dzieli się częścią swojej suwerenności z nową unią. Widać szanowni posłowie nie raczyli poznać najważniejszych definicji państwa Maxa Webera czy definicji suwerenności państwa ustanowionej w okresie finalizacji traktatu westfalskiego. Ich wykładnia nie pozostawia wątpliwości: UE ustanowiona traktatem lizbońskim posiada atrybuty odrębnego państwa, łącznie z osobowością prawną.

Należy też pamiętać, że traktat powierza Unii prowadzenie polityki zagranicznej, wymiaru sprawiedliwości oraz pozbawia państwo polskie suwerenności określonych dla wyłączności jurysdykcji UE. Wszelka argumentacja polityków od PO po PiS, że UE nie jest państwem, bo w traktacie reformującym nie ma zapisów wymieniających symbole państwowe UE  wraz z hymnem, świadczą jedynie o zdolności polityków do unikania nazywania faktów po imieniu. Dodatkowo trzeba pamiętać, że uchwalona na potrzeby  wejścia Polski do UE  ustawa z 11 marca 2004 r. „O współpracy Rady Ministrów z Sejmem i Senatem w sprawach związanych z członkostwem RP w UE"  zmienia ustrojową  rolę polskiego parlamentu, czyniąc z niego w 80 proc. spraw przekazanych do Unii nie organ decyzyjny, ale wyłącznie opiniotwórczy dla działań Rady Ministrów i organów wspólnotowych. W tym miejscu aż prosi się przypomnienie postawy posłów PRL z 1976 r., którzy poparli zmiany Konstytucji PRL wprowadzające zależność Polski od ZSRR czy dyktaturę PZPR.

Polacy w referendum unijnym w większości zagłosowali na „tak" w dużej mierze dlatego, że traktat nicejski dawał Polsce dość korzystne warunki i niezłą pozycję wUE. Ale jak się niebawem okazało, eurofederaliści, niczym wytrawni szulerzy, w trakcie gry zaczęli zmieniać jej zasady. Ponad 90 proc. zapisów traktatu lizbońskiego rozproszonych w różnych regulacjach to nic innego, jak przemycanie treści upadłej konstytucji dla Europy. W tak znaczących państwach-założycielach UE jak Francja i Holandia w ogólnonarodowych referendach Konstytucja Europejska została odrzucona. Co robią eurofederaliści? Ano gwałcą wolę Francuzów i Holendrów i tylnymi drzwiami  wprowadzają eurokonstytucję, tylko pod inną nazwą. Tym samym traktat lizboński zapoczątkował w UE niebezpieczną praktykę deptania fundamentów demokracji.

Proceder kolejnych etapów coraz ściślejszej integracji nie wymaga wcale wielkiego wysiłku intelektualnego, by odkryć mechanizmy, które mu towarzyszą. Oto najpierw tworzy się wrażenie nieuchronności poszczególnych działań integracyjnych i to w atmosferze bezalternatywności. Potem eurofederaliści podejmują krótkie pragmatyczne kroki w procesie kasowania europejskich państw narodowych. Poza tym niewybieralni decydenci w zasadzie nigdy nie dyskutują nad kolejnym posunięciem, dopóki tego kroku faktycznie nie wykonają. Zatem jeżeli jeden krok zostanie dokonany i zamknięty, to „rycerze" integracji mogą powiedzieć, że przecież „c" i „d" stały się faktami dokonanymi, to „e" i „f" jest następnym krokiem, bez którego „interes narodowy" dozna uszczerbku . W końcu tego bałwanienia do kwadratu będzie stwierdzenie, że w interesie narodu jest jego samolikwidacja!

Przykład Niemiec

Niegdyś powiadano, że lepsza chuda wolność niż tłusta niewola. Tą dewizą kierowały się kolejne pokolenia Polaków. Traktat lizboński i pakt fiskalny odbierają nam coraz więcej obszarów wolności, ale nie dają żadnych gwarancji na tłustą niewolę. Prawdziwym ich beneficjantem są Niemcy. Właśnie ich postawa przed ostateczną ratyfikacją traktatu winna uczyć polskich polityków, jak należy traktować własne interesy. Po podpisaniu traktatu w Lizbonie to właśnie Niemcy najbardziej naciskały na jego szybką ratyfikację, zaś u siebie doprowadziły do genialnego prawnego posunięcia. Deputowani partii pani kanclerz zaskarżają przed Trybunałem Konstytucyjnym zgodność traktatu reformującego z konstytucją Niemiec. Trybunał w salomonowym wyroku stwierdza, że traktat może być zgodny z konstytucją RFN, ale po spełnieniu pewnych warunków, które w istocie rzeczy mają wzmocnić suwerenne prawa państwa i parlamentu niemieckiego wobec  UE. W tym czasie nasza koalicja rządowa oraz opozycja robi to, co umie najlepiej, czyli goni się w politycznego berka. PiS zupełnie nie wykorzystał świetnej okazji, by w Polsce przeprowadzić podobną operację jak w RFN. A tak Niemcy dzięki traktatowi lizbońskiemu znacznie podniosły swoją pozycję w  UE  i mogą wpływać decyduząco na jej politykę, a w razie kiedy by zostały przegłosowane, ich interesy chroni prawo okołokonstytucyjne. W tym meczu Niemcy z Polską prowadzą już 2-0, gdy ewentualnie pakt fiskalny wejdzie w życie będzie już 3-0 dla Niemiec.

Historia zakręciła koło i właśnie jesteśmy świadkami realizacji przez Niemcy ich hegemonistycznej koncepcji  „Mitteleuropy", ogłoszonej w 1915 r. Na tym tle zdumiewać muszą działania ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, który daje Niemcom swoiste alibi, nawołując Berlin do przewodnictwa w Europie .Trudno podejrzewać  ministra Sikorskiego ozłe intencje, w tym jednak przypadku powtarza błąd, który w naszych dziejach popełnił jego poprzednik minister Józef Beck. Jemu też się wydawało, że rozgrywa europejską scenę polityczną ichroni Polskę. Wchodząc w buty Becka może tylko spowodować szybszą realizację niemieckiego scenariusza.

Ponadto historia nas uczy, że za dobre usługi nie ma co liczyć na nagrody, trzeba się raczej spodziewać kary. Kiedy niemieckiej dominacji w Europie obawiają się już Wielka Brytania, Włochy, Czechy, czy USA. Polski rząd na arenie międzynarodowej gra rolę największego „adwokata" Niemiec.

Scenariusz ratunkowy

Sytuacja polityczna Europy nabiera coraz większej dynamiki. Najwyższy czas, by Polska miała plan, jak minimalizować ewentualne skutki podziału UE na unię kilku prędkości, czy wręcz całkowitego jej rozpadu. Takie scenariusze są już zapewne wszufladach decydentów we Francji, Niemczech, USA, Rosji i Chinach. Bądźmy tym razem mądrzy przed szkodą. Na razie trzeba zrobić wszystko, by pakt fiskalny nie wszedł w życie. PiS, Solidarna Polska i odpowiedzialni posłowie z PSL, a nawet PO, winni wyegzekwować ratyfikację paktu w Sejmie w trybie art. 90 ust. 2 Konstytucji tj. przy wymaganej większości dwóch trzecich głosów. W przeciwieństwie do PiS, SP słusznie łączy negatywne skutki paktu fiskalnego z konsekwencjami płynącymi już wcześniej z traktatu lizbońskiego. Czołowi posłowie SP przyznali się do błędu poparcia traktatu lizbońskiego, kiedy jeszcze działali w PIS. W gruncie rzeczy stosunek ugrupowań politycznych i czołowych polityków do traktatu lizbońskiego jest ich swoistym testem wiarygodności i logicznego myślenia. Pakt fiskalny jest po prostu nieudanym dzieckiem traktatu lizbońskiego.

Autor jest prawnikiem, był posłem PSL i LPR oraz wicemarszałkiem Sejmu

Emocje i niejasności towarzyszące treści i trybowi ustanawiania Traktatu o stabilności, koordynacji i zarządzaniu Unii Gospodarczej i Monetarnej, zwanego potocznie paktem fiskalnym, wymagają rzeczowej dyskusji, gdyż jego ewentualne konsekwencje będą miały dla Polski zasadnicze znaczenie. Już sam tryb ustanowienia paktu fiskalnego należy uznać za sprzeczny z ogólnymi zasadami podejmowania decyzji. Pakt nie jest dziełem Unii Europejskiej jako takiej, lecz ma formę umowy międzyrządowej pomiędzy 17 państwami strefy euro oraz ośmioma państwami spoza strefy euro – bez Wielkiej Brytanii i Czech. Jest to działanie mające wszelkie znamiona omijania obowiązującego europejskiego prawa.

Pakt fiskalny powoduje, że państwa członkowskie tracą kolejne elementy suwerenności, znaczną część kompetencji, i to nie tylko w obszarze finansów publicznych. Czym może grozić pakt, świadczy próba forsowania przez Niemcy rozwiązania, w którym Grecja przekazałaby swoją suwerenność w kwestii podatków i wydatków komisarzowi budżetowemu strefy euro. Zewszystkimi towarzyszącymi temu rozwiązaniu skutkami, czyli prawem weta w zakresie planowania i realizacji przez rząd grecki budżetu.

Trzeba też pamiętać, że w wypadku ewentualnego nadmiernego deficytu budżetowego danemu krajowi grożą  wysokie kary finansowe. Na dodatek Polska, która nie jest w strefie euro i nie ma równoprawnego statusu w gremium decyzyjnym paktu, ma z własnych rezerw walutowych przekazać znaczną kwotę na rzecz bogatszych i rozrzutnych.

Pozostało 85% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację