Dużo wątpliwości budzi sposób realizacji programu „Kapitał ludzki". Jak Polska szeroka i długa przez trzy lata organizowane były szkolenia na każdy temat i pomagające zdobyć najróżniejsze kwalifikacje zawodowe. Mój ulubiony przykład, to wsparcie z pieniędzy podatników europejskich (czyli naszych) nauki walki karate dla pracowników firm ochroniarskich.
Dla wielu firm pieniądze unijne stały się najważniejszym „kontrahentem", podstawowym źródłem zasilania własnego budżetu. Teraz gdy one się w tej perspektywie kończą, wiele firm przyznaje, że miejsca pracy, jakie stworzyły, nie są trwałe. Pytanie jednak, jakie umiejętności nabyło ponad 400 tysięcy ludzi, którzy dzięki pieniądzom unijnym mieli zajęcie w ostatnich czterech latach? Na czym polegała praca około 200 tysięcy osób, zatrudnionych na podstawie umów realizowanych w czterech podstawowych krajowych, programach operacyjnych? Czy rzeczywiście pracowali, nabyli doświadczenia, czy tylko „przezimowali".
Jeśli to pierwsze, to nawet jeśli ich posada jest czasowa, ma to sens, bo najgorsza jest długotrwała bierność. Jeśli drugie: to najpoważniejszą konsekwencją będzie rozgoryczenie. To jak w przypadku spółdzielni socjalnych. Tam, gdzie rzeczywiście byli liderzy, ludzie wykluczeni chcieli pracować i spróbować własnych sił, tam spółdzielnie przetrwały trudny czas początków i nadal istnieją. Jeśli były zaś tworzone przez agencje czy organizacje pozarządowe posiłkujące się pieniędzmi unijnymi, które organizowały nabór potencjalnych spółdzielców, a potem – nawet z najlepszych pobudek pracownicy agencji byli liderami, organizatorami pracy – tam najczęściej ich nie ma.