Mówi się o kryzysie, a konsumpcja rośnie

Według NBP stopa oszczędzania spadła do zera, a jednocześnie sprzedaż detaliczna wzrosła w czerwcu o 6,9 proc. w skali roku

Publikacja: 30.08.2012 01:05

Mówi się o kryzysie, a konsumpcja rośnie

Foto: Fotorzepa, Kar Karol Zienkiewicz

Badanie nastrojów firm, inwestorów i konsumentów to bardzo popularna, jeśli nie dominująca metoda prognozowania koniunktury. Nastroje konsumentów wydają się szczególnie ważne, bo przecież wszystko co produkujemy: stal, miedź, ropa czy nawet glutaminian sodu w końcu zamienia się w dobra konsumpcyjne.

Jeżeli badania te odzwierciedlają rzeczywistość, prawdziwa powinna być także funkcja odwrotna. Uchwycone na stop-klatce zachowanie konsumentów powinno odzwierciedlać ich nastrój. Bo skoro cztery minus dwa równa się dwa, to dwa dodać dwa powinno równać się cztery.

Ekonomia nie jest jednak matematyką. A zachowania ludzkie rządzą się własnymi, nieco tajemnymi prawami. Dlatego gdy na podstawie danych opisujących zachowanie Polaków w połowie roku spróbujemy ustalić ich nastrój, otrzymamy obraz odmienny od tego, jaki jest dość powszechnie przedstawiany (dominują opinie, że jest źle, a będzie jeszcze gorzej).

Przed tygodniem martwiłem się, że stopa oszczędzania spadła do jednego procenta. Byłem optymistą. Według NBP wynosi ona zero koma zero, A jednocześnie sprzedaż detaliczna wzrosła w czerwcu o 6,9 proc. w skali roku. Była wyższa (o 1,3 proc.) od wydatków czerwcowych napędzanych zakupami turystów i piwem wypijanym w strefach kibica.

W wydatkach prym wiedzie to, co Thorstein Veblen nazywał konsumpcją ostentacyjną. Zakupy mebli, sprzętu RTV i AGD wzrosły aż o 18 proc. Wprawdzie nie szastaliśmy pieniędzmi na nowe auta, bo tu wydatki wzrosły tylko o 4,4 proc. (też powyżej inflacji), ale to dlatego, że Polak najczęściej kupuje nowy samochód w styczniu i lutym (wzrost o ponad 20 proc.), kiedy sprzedawca daje mu spory opust.

Jeżeli speca od ekonomiki konsumpcji zapytamy, o jakim nastroju świadczy sytuacja, gdy nikt nie oszczędza, za to masowo kupowane są dobra trwałe, otrzymamy odpowiedź, że jest to wznosząca faza cyklu koniunkturalnego; ludzie wierzą, że boom będzie trwał wiecznie, praca będzie pewna, a pensje będą rosły.

Jak można wytłumaczyć tę dziwną sytuację? Nasuwają się dwa wyjaśnienia. Pierwsze to histereza, czyli opóźnienie reakcji na czynnik zewnętrzny. Wtedy to co dzieje się dzisiaj, przypominałoby ostatnią ucztę skazańca.

Drugie wyjaśnienie nawiązuje do trafnego określenia użytego przez prof. Elżbietę Adamowicz,  jedną z najlepszych znawczyń zachowań podmiotów gospodarczych. Powiedziała ona, że kryzys pojawia się wtedy, kiedy zalęgnie się w naszych głowach.

Badanie nastrojów firm, inwestorów i konsumentów to bardzo popularna, jeśli nie dominująca metoda prognozowania koniunktury. Nastroje konsumentów wydają się szczególnie ważne, bo przecież wszystko co produkujemy: stal, miedź, ropa czy nawet glutaminian sodu w końcu zamienia się w dobra konsumpcyjne.

Jeżeli badania te odzwierciedlają rzeczywistość, prawdziwa powinna być także funkcja odwrotna. Uchwycone na stop-klatce zachowanie konsumentów powinno odzwierciedlać ich nastrój. Bo skoro cztery minus dwa równa się dwa, to dwa dodać dwa powinno równać się cztery.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację