W żarliwej i pełnej zapału w oskarżaniu innych dyskusji na temat globalnego kryzysu zaczynamy chyba powoli wchodzić w nową fazę. Najpierw, przez wiele miesięcy wszyscy wskazywali palcem amerykańskie banki. Nic dziwnego – finansowi geniusze z Wall Street nabroili że aż strach, po czym zgodnie z najlepszymi tradycjami światowej bankowości zwrócili się do rządów o pokrycie strat z kieszeni podatników.
Potem zaczęła się nieco głębsza dyskusja o korzeniach kryzysu, w czasie której coraz częściej mówiono o wielkich globalnych nierównowagach – to znaczy, ściślej mówiąc, cały świat mówił o ogromnym deficycie obrotów bieżących USA (czyli, innymi słowy, o tym, że naród amerykański od 30 lat systematycznie wydaje więcej, niż zarabia, pożyczając kapitał z całego świata). Natomiast Amerykanie, których rząd i bank centralny zdecydowały się właśnie na walkę ze zjawiskami recesyjnymi polegającą na dalszym zapożyczaniu się, wskazywali palcem na Chiny, mówiąc, że problemem jest nie to, że oni pożyczają – ale że Chińczycy wraz z innymi narodami Dalekiego Wschodu zarabianych przez siebie pieniędzy nie wydają, podtrzymując w ten sposób sztucznie konkurencyjność własnego eksportu.
A skoro nie wydają, to mają nadwyżki kapitału, które sami wciskają Amerykanom, których z kolei samarytańskim obowiązkiem jest przecież pomóc Azjatom w wydaniu pieniędzy, z którymi oni sami nie wiedzą, co zrobić.
Potem jednak wszyscy szybko zapomnieli o fundamentalnym sporze Waszyngtonu z Pekinem, a uwaga przesunęła się na problemy Europy. Od dwóch lat nikt nie mówił o czymkolwiek innym, tylko o kryzysie zadłużeniowym Południa strefy euro. To kryzys specyficzny, bo w gruncie rzeczy mający raczej charakter nieposprzątanego bałaganu w domu niż finansowych kłopotów eksportowanych na zewnątrz. W przeciwieństwie do utracjuszy Amerykanów i do chorobliwie oszczędnych Chin Europa nie ma problemu ani z nadmiarem, ani z deficytem kapitału – z grubsza rzecz biorąc, sama finansuje swoje potrzeby kapitałowe.
Obecnie Europejczycy powoli uznają, że problem strefy euro został w zasadzie rozwiązany