Dodajmy dla siebie korzystny. Nie inaczej było w piątek, po kolejnym spotkaniu, które miało przybliżyć Unię do rozwiązania kryzysu w strefie euro.
W kwestii unii bankowej, której powstanie ma poprzedzać pomoc dla hiszpańskich banków, nic nowego nie wymyślono. Na razie jedno tylko jest pewne zintegrowany nadzór nad bankami nie zacznie działać sprawnie przed upływem pierwszej połowy przyszłego roku. Taki jest zresztą cel Niemców. Kanclerz Angela Merkel ma w tym czasie wybory i nie chce mówić wyborcom, ile kolejnych miliardów euro pochłonie pomoc dla południa Europy (tym razem nie dla Aten, lecz Madrytu).
Pewną nowością jest natomiast łagodniejszy niż dotąd ton polskiej delegacji w sprawie kontrowersyjnej propozycji dotyczącej zintegrowanego nadzoru finansowego. Widać, że Polska nie chce podważać prób ratowania strefy euro. Skoro chcą ratować ten twór, niech ratują. My i tak szybko się w nim nie znajdziemy. Dobrze jednak, że polska delegacja cały czas podkreśla, iż nasze banki powinny być pod kontrolą Warszawy, nie Frankfurtu. Jeśli bowiem, pozostając poza strefą euro, nie mamy zbyt wielu praw, miejmy też istotnie mniej obowiązków.
Z pewną nadzieją należy też spojrzeć na deklarację, że jest szansa, aby budżet całej Wspólnoty na lata 2014-2020 nie został pomniejszony o kapitał, jaki zamierzają zgromadzić państwa eurolandu do swego wyłącznego użytku. Bo o te mityczne 80 miliardów euro warto walczyć do końca razem rząd z opozycją.