Gdy w internetowych serwisach największych agencji prasowych i najbardziej prestiżowych dzienników zaroiło się od artykułów o 20-procentowej zniżce ceny akcji Apple'a i jej domniemanych przyczynach, z pewnym zaskoczeniem uświadomiłem sobie, że nie wszyscy, z którymi o tym wydarzeniu rozmawiałem, rozumieją znaczenie owych 20 proc. A to przecież jest banalnie prosta.

Zgodnie z przyjętymi na rynku kapitałowym zasadami na barierze 20 proc. kończy się możliwość mówienia o spadkach jako o korekcie wzrostowego trendu. Po takiej zniżce z definicji zaczyna się rynek niedźwiedzia, czyli bessa. Ile potrwa, jak głęboko spadnie jeszcze cena akcji, tego nikt nie wie. Niemal pewne jest, że nim ewentualnie zacznie się kolejna faza trwałego wzrostu, nastąpić powinna faza zwątpienia wśród największych optymistów. A do tego – jak sądzę – jest jeszcze daleko. Wcześniej mogą być oczywiście mniejsze lub większe odbicia. Ale to będą korekty wzrostowe trendu spadkowego.

Apple poprzedni tak duży spadek wartości akcji zaliczył po wybuchu w 2008 roku kryzysu finansowego. Kurs akcji producenta iPhone'ów i iPadów oraz komputerów Mac spadł wówczas z blisko 180 dolarów do poniżej 80 dolarów. A potem zaczął się triumfalny wzrost do 705,07 dolarów w czasie sesji 21 września 2012 roku. Tego dnia firma z Cupertino zaprezentowała najnowszego iPhone'a, którego sprzedaż rozpoczęła tydzień później, wyprzedając na pniu ponad 5 mln sztuk.

Tegoroczny głęboki spadek kursu akcji Apple'a nie wynika z przewartościowania papierów spółki. Wskaźniki giełdowe firmy są na stosunkowo niskim poziomie zarówno w ujęciu historycznym, jak i w oparciu o wyliczenia na podstawie prognozowanych wyników. Podchodząc do zniżek w sposób podręcznikowy, można powiedzieć, że rynek obawia się o przyszłość firmy.

Giełda ma bowiem to do siebie, że z pewnym wyprzedzeniem sygnalizuje, czy to dobre, czy to złe wydarzenia. Dość przypomnieć sobie, jak bardzo w 2011 roku obniżały się notowania polskich firm budowlanych. Ani analitycy, ani media nie sygnalizowali wówczas spodziewanych zbliżających się wielkich kłopotów. A kurs papierów budowlanki uparcie szedł w dół, wieszcząc – jak to dziś wiemy – olbrzymie kłopoty finansowe największych krajowych spółek budowlanych.