Zastanawiałem się, co działoby się z kursem akcji LOT, gdyby był na GPW. Czy inwestorzy ulegliby zbiorowej fascynacji mediów lotem dostawczym pierwszego dreamlinera LOT i zaczęliby na wyścigi kupować papiery linii, czy może mieliby dystans do tej wiadomości i koncentrowali się na fundamentach spółki. Skłaniam się do wersji, że przynajmniej część osób za sprawą mediów zagrałaby pod lot dostawczy, nie zastanawiając się głębiej, czy pojawienie się nowych samolotów cokolwiek zmienia w działalności firmy i jej perspektywach.
Giełda ma to do siebie, że ochoczo reaguje na informacje, zwłaszcza te, które zostały nagłośnione w mediach. Głośna sprawa twitta Radosława Sikorskiego, ministra spraw zagranicznych, dotycząca gazu i tego, co ministrowi podpowiedziała intuicja, nie została w porę dostrzeżona przez szeroki rynek, bo media opisały ją już po zakończeniu sesji.
Twitt ministra pokazuje, że Twitter jest chyba niedocenianym przez naszych inwestorów kanałem pozyskiwania istotnych informacji. A szkoda. Na Zachodzie inwestorzy, zwłaszcza instytucjonalni, już jakiś czas temu dostrzegli, że wiele informacji jest podawanych tym kanałem wcześniej niż innymi. Problemem jest odsianie ziarna od plew, ale tym zajmują się wyspecjalizowane programy przeszukujące tysiące wiadomości wysyłanych w każdej sekundzie.
Gdy media przekażą newsa i jeszcze na dodatek obudują go analizami oraz komentarzami, reakcja rynku może być silna. Szeroko opisywana i analizowana wieść, że z Microsoftu odszedł Steven Sinofsky, człowiek odpowiedzialny za czołowy produkt firmy – system operacyjny Windows – spowodowało w ostatni wtorek 3,2-proc. spadek akcji spółki. Dow Jones stracił tego dnia 0,5 proc., a Nasdaq 0,7 proc. W ciągu wtorkowej sesji akcje Microsoftu traciły nawet 4 proc., a to oznaczało spadek wartości rynkowej spółki o 10 mld dol. Można więc powiedzieć, że w ocenie inwestorów Sinofsky wnosił 3–4 proc., czyli kilka miliardów dolarów do rynkowej wartości Microsoftu.
W moim odczuciu w kategorii informacji niedocenionych znalazły się te o obniżeniu – przez agencje Moody's i Standard & Poor's – do negatywnej perspektywy oceny ratingowej Telekomunikacji Polskiej. To może bowiem zapowiadać wzrost kosztu obsługi długu w sytuacji, gdyby TP chciała zrefinansować na rynku zapadające w najbliższych miesiącach kredyty – między wrześniem 2012 r. a wrześniem 2013 r. do spłaty ma 1,4 mld zł – lub zaciągać nowe.