Sprzedawanie historii

Doświadczeni inwestorzy twierdzą, że hossa się kończy, gdy pucybut opowiada, że warto kupić akcje. Dziś co prawda o spotkanie z pucybutem trudno, ale ta reguła nadal obowiązuje.

Publikacja: 17.12.2012 01:28

Sprzedawanie historii

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Co pewien czas chodzę do marmurowych oddziałów banków. Zwykle po to, by załatwić jakieś sprawy, czego nie da się zrobić ani przez Internet, ani przez telefon. Niemal zawsze pracownicy banku, poza spełnieniem mojej prośby, zaczynają przekonywać mnie do jakiejś inwestycji, czyli rozpoczynają proces sprzedażowy.

Na przełomie sierpnia i września 2007 roku i w kolejnych miesiącach byłem mocno zachęcany do zainwestowania w fundusze małych i średnich spółek. Grzecznie odmawiałem.

Mój znajomy nie miał aż tak silnej woli i uległ sugestiom. Sporo stracił. Na całe szczęście zainwestował tę część zasobów finansowych, jaką mógł roztrwonić w dowolny sposób bez zagrożenia swojej płynności finansowej.

Potem przyszła kolej na sugerowanie innych inwestycji. Zawsze argumentem – tak jak w przypadku funduszy małych i średnich spółek – było to, że w ostatnich 12 miesiącach zyski były niebagatelne, a na dodatek teraz jest okazja, bo właśnie staniało.

W listopadzie i grudniu tego roku pracownicy dwóch banków namawiali mnie na zainwestowanie w fundusze obligacji oraz w fundusz inwestujący w akcje tureckich firm.

– Chyba właśnie kończy się hossa na obligacjach i w Turcji – pomyślałem.

O ile sytuacji na rynku polskich obligacji przyglądam się w miarę regularnie i śledzę opinie o tym, czy i jak długo jeszcze będzie trwała hossa, o tyle turecka giełda w ostatnich miesiącach jakoś niespecjalnie mnie interesowała. Z czystej ciekawości szybko nadrobiłem zaległości.

Ponad 50 proc. wzrostu wartości tureckiego indeksu od początku roku robi wrażenie. A na dodatek wskaźnik ISE 100 ustanawiał właśnie nowe rekordy wszech czasów.

Ciepłych opinii analityków o tym rynku też nie sposób nie zauważyć. Tyle że równie ciepłe opinie o giełdzie w Stambule były pod koniec 2010 i na początku 2011 roku.

Optymizm ów nie znalazł odzwierciedlenia w faktach. W 2011 roku mieliśmy do czynienia z dość głębokim spadkiem wskaźnika ISE 100.

Trudno mi ocenić, jak skuteczni w namawianiu do zainwestowania w tureckie akcje są bankowi sprzedawcy. Za to patrząc na ostatnie informacje o miliardzie złotych, jaki napłynął – w ujęciu netto, a więc po uwzględnieniu umorzeń – w listopadzie do funduszy obligacji, mogę śmiało stwierdzić, że w tym wypadku zachęcają efektywnie. Mam tylko wątpliwości, czy nadal powinni.

Co pewien czas chodzę do marmurowych oddziałów banków. Zwykle po to, by załatwić jakieś sprawy, czego nie da się zrobić ani przez Internet, ani przez telefon. Niemal zawsze pracownicy banku, poza spełnieniem mojej prośby, zaczynają przekonywać mnie do jakiejś inwestycji, czyli rozpoczynają proces sprzedażowy.

Na przełomie sierpnia i września 2007 roku i w kolejnych miesiącach byłem mocno zachęcany do zainwestowania w fundusze małych i średnich spółek. Grzecznie odmawiałem.

Pozostało 81% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację