?Przeciętna to fałsz

W tym tygodniu przeprowadziłem się na Podkarpacie, ściślej - na Pogórze Dynowskie

Publikacja: 24.12.2012 05:18

?Przeciętna to fałsz

Foto: Archiwum

Cicho, spokojnie, nie ma zasięgu komórkowego. Można pomyśleć. Gdy popatrzeć na pierwsze dwanaście lat XXI wieku Polacy mają powody do dumy. W skali mikro symboliczna jest dla mnie mała firma z podkarpackiej wsi Humniska, która w kilka dni założyła mi radiowy internet. W skali makro - nieprzerwany wzrost gospodarczy, eksport trzy razy większy niż na początku stulecia, płace realne o jedna trzecią wyższe, półtora miliona nowych mieszkań. Pytanie zatem, dlaczego nastroje – przynajmniej w deklaracjach – dość kiepskie.

Oczywiście, najprostsza odpowiedź to kryzys. Ten kryzys w Polsce nie jest kryzysem recesji, lecz silnym hamowaniem gospodarczym, odczuwanym jak recesja przez większość ludzi.

Ale jest też kilka mniej oczywistych wyjaśnień. Po pierwsze, uporczywość negatywnych zjawisk. Na przykład bezrobocie. Owszem, jest niższe niż 10 lat temu, ale nadal bardzo wysokie i rosnące, ponad 10 procent. Po drugie, znaczne obszary biedy i zagrożenia ubóstwem. Nawet jeśli uwzględnić transfery społeczne, prawie 18 procent ludności, 6,5 miliona ludzi jest zagrożonych ubóstwem, niewiele mniej niż w 2005 roku, a ich liczba rośnie od 5 lat.

Ale to jeszcze nie wyjaśnia wszystkiego. Spójrzmy na wynagrodzenia. Nawet nie o to chodzi, że w tym roku realnie stanęły w miejscu. Otóż statystycy, dziennikarze i politycy  posługują się wynagrodzeniem przeciętnym. Tymczasem więcej mówi mediana, czyli wynagrodzenie, poniżej i powyżej którego zarabia połowa pracowników. Otóż jest ona o ponad 600 zł niższa niż przeciętna płaca i wynosi na pewno mniej niż 3 tysiące złotych brutto. Istnieje też ogromna różnica między sektorem publicznym i prywatnym, który przecież dominuje w gospodarce. Ta różnica przekracza 800 złotych na korzyść sektora publicznego (4103 zł do 3321 zł, dane dla I półrocza 2012). Co więcej, płace w sektorze publicznym rosną szybciej niż w prywatnym i ciągnięte są przez obie jego części – nie tylko przez górników i energetyków, ale także przez sferę budżetową, w tym administrację (na marginesie – tzw. zamrożenie płac w sferze budżetowej jest fikcją, według statystyk w każdym razie). W sumie zatem, jak połączyć te dwie informacje, może okazać się, że w sektorze prywatnym połowa ludzi zarabia mniej niż 2,7 tys. złotych brutto. Ale w głowie mamy zakodowane, że przeciętne wynagrodzenie w kraju to ho, ho, ponad 3,5 tysiąca złotych.

I druga uwaga, o porównaniu między regionami. Produkt krajowy na mieszkańca przekracza już 65 procent średniej unijnej. Pięknie. Ale mało kto zauważa dane dla poszczególnych województw, a już zwłaszcza podregionów. GUS je niedawno opublikował i dotyczą 2010 roku. Podregion legnicko-głogowski, dzięki KGHM, ma produkt na głowę mieszkańca wart  66,9 tys zł (teraz pewnie już z 75 tys.), prawie dwa razy więcej niż średnia dla Polski i Dolnego Śląska. Warszawa jeszcze więcej -  111,7 tys zł. Ale tuż obok miasta stołecznego jest podregion warszawsko-wschodni z PKB w wysokości 31 tys. zł  na mieszkańca – prawie cztery razy mniej. Na Podkarpaciu nawet w relatywnie najzamożniejszym podregionie rzeszowskim produkt nie sięga nawet tych 30 tysięcy, a  podregion przemyski jest bodaj najuboższy w Polsce  – 19,7 tys. zł, niemal 6 razy mniej niż w Warszawie. Rozpiętości są ogromne.

Jak je zmniejszyć? Odpowiedź jest banalna: lepsza infrastruktura, edukacja, ułatwienia w tworzeniu miejsc pracy. Ale nigdzie i nikomu nie udało się zniwelować różnic regionalnych, wystarczy spojrzeć na wschodnie Niemcy czy południe Włoch. Dlatego potrzebna jest też mobilność mieszkańców. Ja wprawdzie okazałem się mobilny w odwrotną stronę, z  Warszawy na Podkarpacie, ale to przypadek, powiedzmy, specyficzny.

Cicho, spokojnie, nie ma zasięgu komórkowego. Można pomyśleć. Gdy popatrzeć na pierwsze dwanaście lat XXI wieku Polacy mają powody do dumy. W skali mikro symboliczna jest dla mnie mała firma z podkarpackiej wsi Humniska, która w kilka dni założyła mi radiowy internet. W skali makro - nieprzerwany wzrost gospodarczy, eksport trzy razy większy niż na początku stulecia, płace realne o jedna trzecią wyższe, półtora miliona nowych mieszkań. Pytanie zatem, dlaczego nastroje – przynajmniej w deklaracjach – dość kiepskie.

Pozostało 85% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację