Czy ktoś pamięta jeszcze komórki marki Ericsson albo Siemens? Czy ktoś pamięta, że Nokia była kiedyś liderem globalnego rynku telefonicznego? Samsung pokazał, jak w ciągu kilku lat, realizując konsekwentną strategię, złamać jej dominację. Dzisiaj za jego przykładem idą m.in. Sony i Huawei. Prawie nikt nie próbuje zadzierać nosa, produkując tylko wysokomarżowe telefony dla zamożnych Europejczyków, Amerykanów, Koreańczyków i Japończyków. Oni już, w swej masie, telefony kupili i tylko co pewien czas je wymieniają.
Producenci muszą sprostać komórkowym aspiracjom mniej zamożnych nabywców z Nigerii, Bangladeszu, Indonezji, Chile, Brazylii czy Iranu. Nawet Blackberry, przez wiele lat synonim telefonu dla biznesmena, uznał, że trzeba się zainteresować niektórymi z tych rynków, żeby zupełnie nie wypaść z globalnej stawki liczących się dostawców.
Dzisiaj jedyna droga, to kompletna oferta komórek i smartfonów: od najdroższego modelu dla zamożnego przemysłowca z Genewy do taniej komórki dla straganiarza z Nairobi. W tym przedziale Polska lokuje się znacznie bliżej Szwajcarii, ale nie na równi z nią. Telefonów jest u nas mniej więcej tyle, ile w zamożnych krajach Europy Zachodniej, ale nie możemy za nie płacić tyle, ile Brytyjczycy czy Niemcy. Zwyczajnie nas nie stać. Przetasowania na globalnym rynku powodują więc, że niebawem i Polak będzie mógł sobie pozwolić na smartfon z logo jeżynki, o jakim być może marzył przez ostatnich kilka lat.