W ciągu ostatnich miesięcy rząd ogłosił szereg planów rozwojowych dla wielkich spółek pozostających własnością lub pod wpływem państwa. Nie ulega wątpliwości, że mamy do czynienia ze wzmożoną ingerencją w działalność tych spółek, tzw. czempionów narodowych. Czyżby to znaczyło, że Polska nareszcie ma nowoczesną politykę przemysłową? Niestety, nie. Dobrze, że porzucono politykę z ostatnich lat, ale to, co teraz obserwujemy, to jedynie początek interwencji niezbędnych, aby nasza gospodarka rozwijała się w zadowalającym tempie.
Polityka na kryzys
Ostatnio widzimy nową jakość: skłanianie wielkich spółek do łączenia wysiłków rozwojowych w ramach kompleksowych przedsięwzięć. Przykłady to alianse do poszukiwania gazu łupkowego obejmujące PGNiG, PGE, KGHM, Tauron oraz Lotos, program rozwoju technologii łupkowej pt. „Blue Gas" oraz ogłoszenie 10-letniego programu dla sił zbrojnych w wysokości 130 mld zł, w którym polski przemysł z Bumarem na czele ma przypisaną wiodącą rolę.
Koronnym metaprogramem są oczywiście Inwestycje Polskie (IP), wg którego BGK i spółka Polskie Inwestycje Rozwojowe, zasilone kapitałami o wartości 12 mld zł, będą katalizatorami wielu projektów. Inwestycje Polskie są rozsądną odpowiedzią na grożące nam zahamowanie wielkich inwestycji wynikające z tymczasowej przepaści w przypływie środków unijnych. IP są też odpowiedzią na specyficzne polskie ułomności. Należą do nich tchórzliwe podejmowanie decyzji w wielu spółkach państwowych, w wyniku którego ich procesy inwestycyjne trwają 5–10 razy dłużej niż w spółkach prywatnych.
Aktualne działanie rządu jest więc zestawem niezbędnych, ale taktycznych ruchów. Nie jest ono jednak tożsame z koherentną, wieloletnią, polityką przemysłową. Potrzebna nam polityka przemysłowa, która byłaby odpowiedzią na najważniejsze strategiczne wyzwania stojące przed polską gospodarką.
Jak w takim razie nasz kraj będzie mógł zarabiać na życie? Poprzez opracowanie wysoko wartościowych produktów i usług, które będziemy mogli sprzedawać na całym świecie. Jeśli to nam się nie uda, nigdy nie dogonimy najbardziej rozwiniętych państw. Zostaniemy na zawsze skazani na rolę podrzędnej gospodarki, ze znacząco niższymi dochodami per capita niż u naszych konkurentów w Unii i poza nią.