Warto grać o wyższą stawkę

Polska powinna stworzyć zintegrowaną politykę przemysłową skłaniającą wielkie spółki państwowe do odegrania należytej roli w rozwoju kraju – pisze były doradca ds. ekonomicznych ministra spraw zagranicznych.

Publikacja: 20.03.2013 02:12

Red

W ciągu ostatnich miesięcy rząd ogłosił szereg planów rozwojowych dla wielkich spółek pozostających własnością lub pod wpływem państwa. Nie ulega wątpliwości, że mamy do czynienia ze wzmożoną ingerencją w działalność tych spółek, tzw. czempionów narodowych. Czyżby to znaczyło, że Polska nareszcie ma nowoczesną politykę przemysłową? Niestety, nie. Dobrze, że porzucono politykę z ostatnich lat, ale to, co teraz obserwujemy, to jedynie początek interwencji niezbędnych, aby nasza gospodarka rozwijała się w zadowalającym tempie.

Polityka na kryzys

Ostatnio widzimy nową jakość: skłanianie wielkich spółek do łączenia wysiłków rozwojowych w ramach kompleksowych przedsięwzięć. Przykłady to alianse do poszukiwania gazu łupkowego obejmujące PGNiG, PGE, KGHM, Tauron oraz Lotos, program rozwoju technologii łupkowej pt. „Blue Gas" oraz ogłoszenie 10-letniego programu dla sił zbrojnych w wysokości 130 mld zł, w którym polski przemysł z Bumarem na czele ma przypisaną wiodącą rolę.

Koronnym metaprogramem są oczywiście Inwestycje Polskie (IP), wg którego BGK i spółka Polskie Inwestycje Rozwojowe, zasilone kapitałami o wartości 12 mld zł, będą katalizatorami wielu projektów. Inwestycje Polskie są rozsądną odpowiedzią na grożące nam zahamowanie wielkich inwestycji wynikające z tymczasowej przepaści w przypływie środków unijnych. IP są też odpowiedzią na specyficzne polskie ułomności. Należą do nich tchórzliwe podejmowanie decyzji w wielu spółkach państwowych, w wyniku którego ich procesy inwestycyjne trwają 5–10 razy dłużej niż w spółkach prywatnych.

Aktualne działanie rządu jest więc zestawem niezbędnych, ale taktycznych ruchów. Nie jest ono jednak tożsame z koherentną, wieloletnią, polityką przemysłową. Potrzebna nam polityka przemysłowa, która byłaby odpowiedzią na najważniejsze strategiczne wyzwania stojące przed polską gospodarką.

Jak w takim razie nasz kraj będzie mógł zarabiać na życie? Poprzez opracowanie wysoko wartościowych produktów i usług, które będziemy mogli sprzedawać na całym świecie. Jeśli to nam się nie uda, nigdy nie dogonimy najbardziej rozwiniętych państw. Zostaniemy na zawsze skazani na rolę podrzędnej gospodarki, ze znacząco niższymi dochodami per capita niż u naszych konkurentów w Unii i poza nią.

Wiadomo, że chcąc oferować towary o wysokiej wartości dodanej, musimy zwiększyć tragicznie niski poziom naszych nakładów na badania i rozwój (B+R). Z rocznymi wydatkami na ten cel w skali 0,7 proc. PKB Polska plasuje się blisko końca unijnych rankingów (w eurolandzie na B+R wydaje się zazwyczaj ok. 2–3 proc. PKB).

U podstaw naszego problemu z innowacyjnością pozostaje wciąż znikomy udział wielkich podmiotów w Polsce w wypracowywaniu zaawansowanych technologii oraz aplikacji. Normą w krajach OECD jest, że powyżej 60 proc. wydatków na B+R pochodzi od rodzimych firm. To koncerny określają ewentualny wkład krajowego środowiska akademickiego. Dzięki temu to najczęściej w kraju rodzimym powstają nowe rozwiązania o wysokiej wartości komercyjnej.

W Polsce jest na odwrót: przeszło 60 proc. nakładów na prace B+R skierowane jest z budżetu do państwowych uczelni wyższych i instytutów. Konsekwencją jest minimalna lub wręcz negatywna wartość ekonomiczna.

W Polsce firmy wydają jedynie ok. 0,2 proc. PKB na B+R, podczas gdy w Niemczech ekwiwalent to 1,9 proc. PKB, a w Szwecji– 2,4 proc. PKB. Źródła niskiej innowacyjności firm w Polsce można szukać w nadmiernej zagranicznej dominacji w wielu branżach wzrostowych. Jest to konsekwencją ekscesywnej prywatyzacji na rzecz większościowych inwestorów „strategicznych".

Popatrzmy np. na 75 największych firm w Polsce według rankingu Lista 500 „Rz": aż 43 to spółki będące własnością zagranicznych korporacji.

Niestety, gorzką prawdą jest, że zagraniczni właściciele na ogół nie są zainteresowani prowadzeniem przełomowych prac rozwojowych w Polsce. Stawiają na rozwój najnowszych technologii i rozwiązań u siebie. Jeśli przeprowadzają u nas B+R, to zazwyczaj są to rutynowe prace średniej wartości. Z naszych skądinąd niskich wydatków na B+R, udział firm będących w obcych rękach to jedynie ok. 7 proc.

Czempioni też zawiedli

Z owych największych 75 firm, 21 to nasi czempioni pod wpływem państwa (jedynie 11 to prywatne spółki z kapitałem polskim). Niestety, jak to udowadniają statystyki, ci czempioni również mało inwestują w B+R. Dlaczego? Pod kontrolą państwa zostało wiele wielkich przedsiębiorstw z branż, w których łatwo uzasadnić brak innowacji czy działań powiązanych z pozyskiwaniem nowoczesnych technologii, takich jak dywersyfikacja czy ekspansja za granicę. Dotyczy to zwłaszcza, ale nie tylko, PKP (PKP Cargo), Poczty Polskiej, energetyki, portów morskich, lotnisk oraz Lasów Państwowych.

Dodatkowo, z upolitycznionej karuzeli ich władz wynikało, iż czempioni rzadko wdrażali strategie długofalowego rozwoju. Bez strategii trudno myśleć o nakładach na innowacje, o dywersyfikacji czy też o nabyciu technologii i rynków poprzez przejęcia za granicą.

Oświecona ingerencja

Klasyczna krytyka polityki przemysłowej brzmi: państwo nie umie wybierać wygrywających produktów i firm. Nowoczesna, oświecona ingerencja nie ma nic wspólnego z mikrosterowaniem z góry.

Skuteczna polityka względem czempionów polega na wyborze władz spośród najlepszych na świecie oraz wynagradzanie ich według światowych norm. Ci menedżerowie powinni mieć długie kadencje, przez co będą mieli większe możliwości na wdrażanie wieloletnich strategii. Należy wspierać ich w aktywnym, wręcz agresywnym inwestowaniu, szczególnie w rozwój, w nowych działalnościach oraz w przejęciu zagranicznych spółek wraz ze swoimi rynkami, markami i technologiami.

Oświecona polityka pozwala menedżerom wycofać się z nieudanych przedsięwzięć bez osobistego ryzyka, broniąc ich w przypadku bezpodstawnych negatywnych komentarzy mediów, związków czy organów takich jak NIK. Wzorem dla nas mogą być rozwiązania przyjęte w innych krajach UE. Należałoby się przyjrzeć np. Francji, gdzie działa Agencja Udziałów Państwa (we francuskim skrócie APE). Jej zadaniem jest wspieranie inwestycji dokonywanych przez spółki państwowe oraz świadczenie pomocy w ich dywersyfikacji i ekspansji za granicą. Ponadto APE pomaga francuskim czempionom w ich finansowaniu oraz wspiera fuzje między nimi.

Polska polityka powinna wspierać zwiększenie liczby i rozmiarów naszych czempionów poprzez przejęcia oraz konsolidacje. Stworzenie Grupy Azoty to dobry początek. Należy również pamiętać, iż podział pieniędzy i wpływów w Unii często dokonuje się na rzecz i za pośrednictwem wielkich przedsiębiorstw. Dotyczy to na przykład centralnych środków na B+R. Z ok. 230 mld zł rozdanych bezpośrednio z Brukseli w kończącej się perspektywie budżetowej, Polska otrzyma znikomą część, bo... żaden koncern z naszego kraju się nie zgłosił.

Nie ma alternatywy

Wyzwania rozwojowe Polski jako kraju na dorobku są historycznie bezprecedensowe. Żaden inny kraj „średniej klasy" i średnich rozmiarów nigdy nie przebił się do czołówki wydajnościowej i dochodowej świata bez korzystania z narzędzi, których zrzekliśmy się, wchodząc do Unii.

Granice zostały otwarte na eksport polskiej ludności oraz na nadmierną zagraniczną własność w wielkim przemyśle i bankowości w Polsce, w sytuacji, gdzie byliśmy ewidentnie słabszym partnerem. Nie mamy możliwości korzystania z selektywnej ochrony. Trudno nam bronić się przed unijnymi rozwiązaniami dot. m.in. banków, polityki klimatycznej oraz gazu łupkowego, które narzucane są wbrew naszym żywotnym interesom.

Teraz lepiej widzimy konsekwencje naszego „dealu" unijnego. Po prostu nie wolno nam korzystać z wielu metod, dzięki którym w swoim czasie Szwecja, Finlandia czy Korea Płd. dogoniły światowych liderów. Dziś te środki są z powodzeniem stosowane w walce o rozwój przez kraje, takie jak Brazylia, Chile czy też Turcja.

Powinniśmy zatem bezwzględnie wykorzystać pozostałe atuty i użyć metody dostępne nam w ramach ustawodawstwa unijnego. Polska powinna stworzyć koherentną, zintegrowaną politykę przemysłową skłaniającą wielkie spółki państwowe do odegrania należytej roli w rozwoju kraju. Nie da to gwarancji przebicia się przez Polskę do poziomu wydajności i dobrobytu państw pierwszej ligi, ale bez tego, jest pewne, że będziemy coraz bardziej pozostawać w tyle.

Maciej Olex-Szczytowski był bankierem inwestycyjnym, obecnie jest doradcą w Ernst & Young.  W latach 2011–2012 specjalny doradca ds. ekonomicznych ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego

W ciągu ostatnich miesięcy rząd ogłosił szereg planów rozwojowych dla wielkich spółek pozostających własnością lub pod wpływem państwa. Nie ulega wątpliwości, że mamy do czynienia ze wzmożoną ingerencją w działalność tych spółek, tzw. czempionów narodowych. Czyżby to znaczyło, że Polska nareszcie ma nowoczesną politykę przemysłową? Niestety, nie. Dobrze, że porzucono politykę z ostatnich lat, ale to, co teraz obserwujemy, to jedynie początek interwencji niezbędnych, aby nasza gospodarka rozwijała się w zadowalającym tempie.

Pozostało 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację