Nasze perspektywy jeszcze w 1988 r. były bardzo złe. Należę do tej zdecydowanej większości Polaków, dla których to, co się wydarzyło później, jest historycznym cudem. Rzadko się zdarza, aby kraj błyskawicznie stał się niepodległy, mógł kształtować swój ustrój, wybierać własne władze i ponosić odpowiedzialność za to, co się w nim dzieje.
To moje pierwsze spojrzenie na Polskę po 1988 r. Drugie to porównanie się z innymi, którzy startowali z socjalizmu do nowych rozwiązań. Jeżeli przyjmiemy taki punkt odniesienia, to możemy także z satysfakcją powiedzieć sobie, że tego czasu nie zmarnowaliśmy. Patrząc na przykład na wzrost gospodarczy w latach 1989 – 2007, dostrzegamy, że Polska w tym czasie wśród państw posocjalistycznych osiągnęła najwyższy przyrost – 77 procent PKB.
Tygrys środkowej Europy
Jeżeli popatrzymy na następny okres, czyli lata 2007 – 2012, to rzeczywiście należeliśmy do krajów, które najlepiej oparły się gospodarczym zawirowaniom przychodzącym z zewnątrz. Zwiększyliśmy PKB o 16 proc. Z Chinami nie mogliśmy się porównywać, ale należeliśmy do czołówki.
Te dwa historyczne punkty odniesienia powinny skłaniać do przekonania, że po 1989 roku coś wielkiego się nam udało. Warto jednak pamiętać, że niektóre kraje, które już wcześniej były od nas bogatsze, w tym okresie rozwijały się szybciej niż my. My nie byliśmy prawdziwym światowym gospodarczym tygrysem, a tygrysem środkowoeuropejskim.
W latach 1989–2007 szybciej od Polski rozwijała się np. Irlandia, zanim wpadła w nadmierny boom, a potem w załamanie. Była bogatsza od nas już na starcie i stała się jeszcze bogatsza. Szybciej od nas rozwijało się też np. Chile. Nie wspominam tu o krajach, które są azjatyckimi tygrysami, takimi jak Chiny czy Korea Południowa.