Reklama

Aleksandrowicz: Premia za efekty

Na polskiej stronie Instytutu Misesa znalazłem prościutki, ale ciekawy artykuł p. Rafała Rudowskiego

Publikacja: 19.05.2013 15:37

Aleksandrowicz: Premia za efekty

Foto: ROL

Ponieważ demokracja okazuje poważne słabości, jeżeli chodzi o efekty gospodarcze – najbardziej demokratyczne kraje w Europie mają niski wzrost gospodarczy i wpadły w pułapki długów i deficytów – należałoby uruchomić mechanizm, który skłaniałby polityków do postępowania bardziej odpowiedzialnego. Nawet wbrew wyborcom. Jaki? Ano – proponuje autor - wprowadzić to, co obowiązuje miliony innych pracujących – premię za efekty.

Dlaczego rozwinięte demokracje mają dziś mierne efekty? Dariusz Rosati w niedawno opublikowanym artykule wymienia  m.in.   polityczny cykl wyborczy skłaniający do nierozważnych, czy wręcz błędnych ekonomicznie decyzji, które wszakże mogą przynieść doraźne korzyści przy urnie wyborczej, oraz  występujący w demokracji  problem wspólnego zasobu. Otóż kiedy większość  polityków zainteresowana jest pozyskaniem dodatkowych środków na rzecz ich grup wyborczych  - deficyt budżetowy jest pewny. Dlatego, jak pisze Rosati,  deficyty występują nie tylko w czasach kryzysów czy wojny, lecz i w normalnych  „jako wynik interwencjonizmu państwowego i realizacji funkcji państwa w obszarze gospodarki".

Dziś nagrodą dla polityka jest ponowny wybór, nawet jeśli dokonał się dzięki środkom, metodom czy decyzjom szkodzącym gospodarce. Ponieważ, jak się wydaje, większość  ludzi uważa, że państwo powinno się zajmować tysiącem spraw i rozwiązywać tysiące ich osobistych problemów, politycy z rozkoszą brną w ten ślepy zaułek.

Co w takim razie trzeba uczynić, by postępowali rozważniej?  Otóż  inaczej ich zmotywować wiążąc premię nie z wynikiem wyborczym, lecz ze znaczącymi osobistymi korzyściami. Pan Rafał Rudowski proponuje sowitą dożywotnią rentę dla ministrów i posłów uzależnioną od wyników gospodarczych – wzrostu produktu krajowego albo realnego wzrostu wynagrodzeń. Wszakże rentę pomniejszaną natychmiast,  gdy wzrost ten dokonuje się  za cenę rosnącego zadłużenia, deficytów budżetowych czy wysokiej inflacji. Ustawienie konkretnych parametrów tak, by renty nie było, gdy kraj wpędzany jest w długi, wydaje się dość proste.

Niestety. Jeden z czytelników tekstu pana Rudowskiego pisze tak: „Moim zdaniem, jest to bardzo słuszne rozwiązanie, ale dzięki dorobku szkoły teorii publicznego wyboru wiemy, że to praktycznie nierealne. Jak napisał Jasay w "The State" władza, która nakłada sobie konstytucyjne ograniczenia przypomina dziewicę, która sama zakłada sobie pas cnoty i zostawia sobie kluczyk pod ręką "na wszelki wypadek". Innymi słowy, konstytucyjne ograniczenia władzy nie ograniczą jej, jeśli ona sama nie będzie tego chciała".

Reklama
Reklama

Dodajmy równie sceptycznie, że demokratyczny wynik wyborczy zależy  dziś co najmniej tak samo od marketingu politycznego, jak od dobrobytu obywateli.  Zaś  politycy otrzymują   swoje gratyfikacje (do czasu) nawet wówczas, gdy doprowadzają kraj do bankructwa czy  kryzysu, w czym zresztą niewiele różnią się od bankierów.

Opinie Ekonomiczne
Prof. Sławiński: Banki centralne to nie GOPR ratujący instytucje, które za nic mają ryzyko systemowe
Opinie Ekonomiczne
Prof. Kołodko: Polak potrafi
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Europa staje się najbezpieczniejszym cmentarzem innowacji
Opinie Ekonomiczne
Nowa geografia kapitału: jak 2025 r. przetasował rynki akcji i dług?
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Druga Japonia i inne zasadzki statystyki
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama