Ponieważ demokracja okazuje poważne słabości, jeżeli chodzi o efekty gospodarcze – najbardziej demokratyczne kraje w Europie mają niski wzrost gospodarczy i wpadły w pułapki długów i deficytów – należałoby uruchomić mechanizm, który skłaniałby polityków do postępowania bardziej odpowiedzialnego. Nawet wbrew wyborcom. Jaki? Ano – proponuje autor - wprowadzić to, co obowiązuje miliony innych pracujących – premię za efekty.
Dlaczego rozwinięte demokracje mają dziś mierne efekty? Dariusz Rosati w niedawno opublikowanym artykule wymienia m.in. polityczny cykl wyborczy skłaniający do nierozważnych, czy wręcz błędnych ekonomicznie decyzji, które wszakże mogą przynieść doraźne korzyści przy urnie wyborczej, oraz występujący w demokracji problem wspólnego zasobu. Otóż kiedy większość polityków zainteresowana jest pozyskaniem dodatkowych środków na rzecz ich grup wyborczych - deficyt budżetowy jest pewny. Dlatego, jak pisze Rosati, deficyty występują nie tylko w czasach kryzysów czy wojny, lecz i w normalnych „jako wynik interwencjonizmu państwowego i realizacji funkcji państwa w obszarze gospodarki".
Dziś nagrodą dla polityka jest ponowny wybór, nawet jeśli dokonał się dzięki środkom, metodom czy decyzjom szkodzącym gospodarce. Ponieważ, jak się wydaje, większość ludzi uważa, że państwo powinno się zajmować tysiącem spraw i rozwiązywać tysiące ich osobistych problemów, politycy z rozkoszą brną w ten ślepy zaułek.
Co w takim razie trzeba uczynić, by postępowali rozważniej? Otóż inaczej ich zmotywować wiążąc premię nie z wynikiem wyborczym, lecz ze znaczącymi osobistymi korzyściami. Pan Rafał Rudowski proponuje sowitą dożywotnią rentę dla ministrów i posłów uzależnioną od wyników gospodarczych – wzrostu produktu krajowego albo realnego wzrostu wynagrodzeń. Wszakże rentę pomniejszaną natychmiast, gdy wzrost ten dokonuje się za cenę rosnącego zadłużenia, deficytów budżetowych czy wysokiej inflacji. Ustawienie konkretnych parametrów tak, by renty nie było, gdy kraj wpędzany jest w długi, wydaje się dość proste.
Niestety. Jeden z czytelników tekstu pana Rudowskiego pisze tak: „Moim zdaniem, jest to bardzo słuszne rozwiązanie, ale dzięki dorobku szkoły teorii publicznego wyboru wiemy, że to praktycznie nierealne. Jak napisał Jasay w "The State" władza, która nakłada sobie konstytucyjne ograniczenia przypomina dziewicę, która sama zakłada sobie pas cnoty i zostawia sobie kluczyk pod ręką "na wszelki wypadek". Innymi słowy, konstytucyjne ograniczenia władzy nie ograniczą jej, jeśli ona sama nie będzie tego chciała".