Rz: Po raz pierwszy napisaliśmy w „Rz" o planach wejścia marki do Polski ok. pięciu lat temu. Dlaczego trwało to tak długo?
Roberto Eggs: Gdy zostałem szefem marki na Europę Północną w 2009 r., to jedna z pierwszych zagranicznych podróży przypadła właśnie na Warszawę. Już od dawna dobrze ocenialiśmy potencjał nie tylko rynku luksusowego, ale również ogólnie miasta oraz oczywiście kraju. To niemal 40 mln mieszkańców, a dodatkowo co roku Polskę odwiedzają kolejne miliony turystów. Wasz rynek w latach 2005–2010 urósł o 50 proc., co jest naprawdę doskonałym wynikiem. Otrzymywaliśmy wiele sygnałów od naszych klientów z Polski, że zapotrzebowanie na butik jest duże.
Dlatego decyzja o jego otwarciu zapadła dawno, ale analizowaliśmy też inne lokalizacje. Później, jak to ma miejsce zazwyczaj, budowa wybranego projektu trochę się przeciągnęła, mieliśmy też światowy kryzys gospodarczy. Jednak ostatecznie cieszę się, że właśnie otwieramy ten butik.
W naszym regionie będą jeszcze inne? Dzisiaj niewątpliwie największy potencjał mają rynki choćby w Azji czy Ameryce Południowej?
Potencjał dla rozwoju oczywiście ciągle jest – nie mamy jeszcze butików w krajach bałtyckich czy choćby Bułgarii. Azja to oczywiście rynek rozwijający się w bardzo szybkim tempie, ale Europa także ma jeszcze wiele możliwości. Na pewno będziemy się tu jeszcze rozwijać.