O tym, że mediacja jest jak yeti, napisano już setki tekstów. W Polsce nie przyjmuje się, co pokazują wszelkie dostępne statystyki. Może walkę do upadłego mamy we krwi, a jakakolwiek próba osiągnięcia porozumienia jest uważana za oznakę słabości? A może to prawnicy zachęcają klientów do kontynuowania sporu, jak w znanym środowiskowym dowcipie, kiedy to świeżo upieczony adwokat mówi do ojca, też adwokata: „Tato! Udało mi się skończyć tę sprawę, z którą się męczyłeś 20 lat!”. Na co słyszy: „ Ty idioto! Ja z tej sprawy zbudowałem dom, kupiłem trzy samochody, a ty ją skończyłeś na pierwszej rozprawie”.
Mediacja w sprawach karnych. Czy Sebastian M. „wywinie się”?
Barier dla mediacji jest wiele, a jedna z nich to zwykła niewiedza. Doskonale obrazują to komentarze w sieci na wieść o tym, co się wydarzyło w ubiegły wtorek w Sądzie Rejonowym w Piotrkowie Trybunalskim. Tego dnia miał ruszyć proces 34-letniego Sebastiana M. podejrzanego o spowodowanie tragicznego wypadku na autostradzie A1, w którym zginęła trzyosobowa rodzina z dzieckiem. Zanim doszło do odczytania aktu oskarżenia, sąd ogłosił zaskakującą decyzję: kieruje sprawę do mediacji. A w internecie zaroiło się od słów oburzenia, że oto sąd chce pozwolić bogaczowi uniknąć kary w zamian za pieniądze, a w więzieniach muszą gnić biedacy.
Czytaj więcej
Jeśli postępowanie mediacyjne zakończy się ugodą, sąd musi wziąć ten fakt pod uwagę. Jednak nawet...
Tak, mediacja w sprawach karnych jest jeszcze rzadziej spotykana niż w cywilnych. Bywa wykorzystywana do obstrukcji procesowej. Ale nie przekreślajmy jej sensowności i pamiętajmy, że nie dojdzie do niej bez zgody pokrzywdzonego czy pokrzywdzonych. Wielka tu jednak rola prawników (w tym sędziów!), by tłumaczyć opinii publicznej, jaki może przynieść efekt. A nie jest nim rezygnacja z procesu i brak wyroku. Sebastian M. na pewno go usłyszy.
Zapraszam do lektury najnowszego wydania „Tygodnika Prawników”.