Wtargnięcie rosyjskich dronów na obszar Polski wywołało nie tylko zaniepokojenie, ale dało też materiał do ciekawej dyskusji na temat wyborów finansowych, których trzeba dokonywać przy obronie kraju. Jeden z generałów ujął to w sposób jasny: ponieważ życie ludzkie jest bezcenne, nawet najdroższa rakieta jest warta wystrzelenia, jeśli ma uratować choć jedną osobę. O ile zauważyłem, w internecie stwierdzenie to bardzo się spodobało.
Rozumiem emocje i to, że wojskowi muszą uspokajać ludzi, deklarując że będą bez wahania bronić każdego życia. Ale z ekonomicznego punktu widzenia jest to nieprawda.
Matematycznie problem jest banalny. Jeśli życie ludzkie jest bezcenne, należy je ratować każdym kosztem. Nawet jeśli chodzi o jedno potencjalnie zagrożone życie i nie wiadomo, jak drogą rakietę. Kłopot zaczyna się wtedy, gdy mamy do czynienia z ograniczonymi środkami, którymi możemy się posłużyć. Rakiety są wielokrotnie droższe od dronów, a poza dronami bojowymi Rosjanie używają jeszcze tańszych wabików, których jedynym zadaniem jest sprowokowanie obrońców do zużycia cennych rakiet. Ta różnica kosztów powoduje, że napadający są w stanie wyprodukować więcej dronów, niż napadnięci mają rakiet. A wtedy trzeba dokonywać wyboru, które drony zestrzelić, a których nie (izraelska „Żelazna Kopuła” też nie próbuje zestrzelić wszystkich nadlatujących rakiet, a tylko potencjalnie najgroźniejsze).
Gdyby uznać, że z wojskowego punktu widzenia każde życie jest bezcenne, racjonalnego wyboru nie da się dokonać. Bo wtedy jedno życie jest warte tyle samo, co sto (nieskończoność jest równa nieskończoności), a drona lecącego nad pustym polem trzeba bez wahania zestrzelić, tak samo jak lecącego prosto w stronę centrum wielkiego miasta. Gorzej, jeśli okazuje się, że zestrzeliwując pierwszy, nie mamy już rakiety do zestrzelenia drugiego.
Warto tu przytoczyć ciekawą opinię Alberta Speera – człowieka, który przedłużył o rok wojnę, zapewniając Niemcom w 1944 r. rekordowe dostawy uzbrojenia mimo niszczycielskich alianckich bombardowań. W wydanych po wojnie wspomnieniach uznał za swój największy błąd produkcję rakiet balistycznych V-2. Było to fenomenalne osiągnięcie techniczne i propagandowe: na pewien czas podniosło na duchu Niemców i sterroryzowało Londyn. Ale Speer nie ma wątpliwości, że gdyby zamiast rozwijać program drogich V-2 poświęcono te same środki na produkcję znacznie tańszych (ale mniej propagandowo efektownych) rakiet przeciwlotniczych Wasserfall, można byłoby całkiem uniemożliwić alianckie bombardowania Niemiec. Jedna taka rakieta kosztowała kilkadziesiąt razy mniej niż amerykański bombowiec B-17, a była w stanie zniszczyć kilka samolotów jednocześnie.