Agnieszka Markiewicz z American Jewish Committee była przed tygodniem uprzejma odpowiedzieć na zadane przeze mnie pytanie „Proszę mi podać choćby jeden standard cywilizacyjny zachodniego świata, którego państwo Izrael jeszcze nie złamało. Jeden jedyny powód, dla którego nie mielibyśmy traktować go jako państwa terrorystycznego”.
Pani Agnieszka potraktowała moją prośbę literalnie, bo rzeczywiście, użyła jednego, jedynego argumentu na rzecz tezy przeciwnej. I – nigdy by państwo nie zgadli – był nim „antysemityzm”. Okazało się, że traktowanie Izraela jak każdego innego państwa, przykładanie do jego działań uniwersalnych miar, jest „dobitnym dowodem na niebezpieczeństwo antysemityzmu”. Doszliśmy oto do miejsca, w którym słowo to nie oznacza już nieuzasadnionego i pod każdym względem obrzydliwego uprzedzenia do Żydów, ale właśnie brak jakichkolwiek uprzedzeń. Reagowanie na zbrodnie dokonywane przez rząd Izraela dokładnie tak samo, jakby dopuścił się ich jakikolwiek inny kraj. I o tym właśnie był tamten felieton, Pani Agnieszko. O bezkarności państwa Izraela i o gwarantującej ją kulturze eksterminacji. Kulturze, której Pani tekst był modelową wręcz egzemplifikacją.