Komisja Nadzoru Finansowego już raz popisała się swoimi regulacjami nakazując bankom wyjątkową ostrożność przy udzielaniu kredytów. W szeroko otwarte dzięki temu ramiona parabanków trafiło prawie milion czterysta tysięcy Polaków, których banki nie chciały widzieć w swoich oddziałach. I właśnie ci Polacy „bez zdolności kredytowej" pożyczyli w tamtym roku 2,7 mld złotych. Parabanki zarobiły na tym 1,7 mld złotych. KNF pracuje, więc nad regulacjami, które nie pozwalałby wyciągać z kieszeni Polaków tak wielkich pieniędzy.

Oprocentowanie pożyczek w parabankach w skali roku sięga najczęściej kilkuset procent, ale są też takie, których RRSO wynosi nawet kilka tysięcy procent. Wystarczy niewielka pożyczka na zaledwie kilka dni a stałe opłaty i prowizje powodują, że jej koszt rośnie do gigantycznych rozmiarów w stosunku do kwoty samej pożyczki. Lekarstwem według Komisji ma być próg 45 proc. dla RRSO. Gdyby ktoś z KNF, choć chwilę się nad tym zastanowił wiedziałby, że to nierealne. Wyobraźmy sobie, że pożyczamy 50 złotych na 2 dni. Firma przesyła nam umowę, którą musimy podpisać listem poleconym priorytetowym. Koszt znaczka około 5 złotych – oczywiście przerzucony na nas. Odsyłając podpisaną umowę płacimy kolejne 5 złotych. Razem 10 złotych. To 20 proc. całej pożyczki. Koszt 20 proc. w zaledwie dwa dni. Ile to będzie w skali roku? A może by tak wprowadzić przepisy nakazujące tylko elektroniczną akceptację dla niewielkich kwot pożyczek? Poczta Polska trochę straci, ale co tam... Może limit procentowy dla prowizji. Bo zastanówmy się czy znajdzie się firma, która pożyczy 100 złotych na tydzień za kilkadziesiąt groszy by w skali roku nie przekroczyć kosztu 45 złotych. Powiem od razu: nie znajdzie się...

KNF zachowuje się jak trzy mądre małpy z japońskiej rzeźby. Tylko interpretacja ich zachowania powinna być inna. Nic nie widzę, nic nie słyszę i nic mądrego nie powiem.

- Ernest Bodziuch, dziennikarz ekonomiczny Polsat Biznes.