Niskie ceny i stuprocentowy brak ryzyka

W ubiegłym tygodniu na czołówki stron ekonomicznych weszły dwie wiadomości: trzecia transza deregulacji zawodów przygotowanej przez Jarosława Gowina i bankructwo GTI Travel Poland.

Publikacja: 27.06.2013 04:20

O pierwszej sprawie pisano na ogół pozytywnie – jako o zmianie poszerzającej wolność gospodarczą. Natomiast o drugiej krytycznie. Wskazywano na brak wystarczających regulacji zabezpieczających klientów. Może to trochę dziwić, zwłaszcza kiedy owe informacje są zamieszczane koło siebie, ponieważ dotyczą tego samego problemu: wolności gospodarczej i jej kosztów.

Koncesjonowanie zawodów teoretycznie powiększa pewność nabywcy, że dostarczony towar będzie dobrej jakości. Wolny dostęp do zawodów zwiększa podaż, konkurencję i obniża cenę usługi. Powstaje jednak ryzyko, że makler, doradca inwestycyjny czy rzecznik patentowy będzie niekompetentny i narazi kupującego na straty.

Dokładnie tak samo jest z rynkiem usług turystycznych. Dopuszczanie każdego do organizowania wycieczek sprawia, że są one tanie. Ale jednocześnie istnieje groźba, że biuro stanie się niewypłacalne i turyści będą mieli kłopoty. Tak tę diabelską alternatywę przedstawiają przedstawiciele grup zawodowych, domagając się – w interesie klienta – powiększania zakresu regulacji.

Nasuwa się jednak pytanie, czy rzeczywiście jest to wybór między korzyścią finansową a bezpieczeństwem klienta. Najgłośniejsze protesty dotyczące deregulacji zawodów miały miejsce tam, gdzie działają silne korporacje, będące w istocie formą zmowy monopolistycznej.

Podobnie jest z rynkiem turystycznym. Tu lobby domagające się powiększenia kwot gwarancyjnych tworzą największe biura. I trudno im się dziwić. Na rynku działa 3200 firm. Udział 3180 z nich jest minimalny (ok. 2 proc. rynku), ale to one ściągają ceny w dół. W konsekwencji do ciepłych krajów można pojechać za kwotę równą połowie ceny żądanej przez szanującego się górala czy rybaka. To powoduje też, że rentowność największych biur wynosi 0,23 proc. A w takiej sytuacji co pewien czas któreś upada. A co z konsumentami? W roku ubiegłym z pomocy biur w wyjazdach zagranicznych skorzystało mniej więcej pół miliona Polaków. Kłopoty w związku z niewypłacalnością organizatora miało może 5 tysięcy osób. 1 proc. kupujących usługi miał zatem straty, natomiast 99 proc. skorzystało z niskich cen.

Głosując za wolnością, nie zaliczam się do zdecydowanej większości. Owa większość raczej chciałaby zjeść ciastko i mieć ciastko, czyli życzy sobie i niskich cen, i stuprocentowego braku ryzyka. Dlatego jest podatna na naciski lobbies, które – oczywiście w trosce o interes klienta – chcą poszerzania regulacji.

Niestety, dotyczy to całej Europy. Tak działa Unia Europejska. Tak też myślą politycy, czasem przekraczając granicę śmieszności, jak to ostatnio zrobili ambasadorzy: Austrii, Francji, Holandii, Irlandii, Niemiec i Portugalii. Wystosowali oni ostry protest przeciwko akceptowaniu przez rząd polski – to także pewna forma wolności – niskich cen oferowanych przez zachodnie firmy budowlane zwyciężające w przetargach.

O pierwszej sprawie pisano na ogół pozytywnie – jako o zmianie poszerzającej wolność gospodarczą. Natomiast o drugiej krytycznie. Wskazywano na brak wystarczających regulacji zabezpieczających klientów. Może to trochę dziwić, zwłaszcza kiedy owe informacje są zamieszczane koło siebie, ponieważ dotyczą tego samego problemu: wolności gospodarczej i jej kosztów.

Koncesjonowanie zawodów teoretycznie powiększa pewność nabywcy, że dostarczony towar będzie dobrej jakości. Wolny dostęp do zawodów zwiększa podaż, konkurencję i obniża cenę usługi. Powstaje jednak ryzyko, że makler, doradca inwestycyjny czy rzecznik patentowy będzie niekompetentny i narazi kupującego na straty.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację