Przypomnijmy, że w Nysie Urząd Pracy, dzięki odrobinie aktywności, obniżył w tym roku bezrobocie o jedną szóstą i planuje, że w ciągu dalszych dwóch lat spadnie ono w sumie o połowę.

Oczywiście mowa tu o bezrobociu na papierze. W rzeczywistości w Polsce (jak w Nysie) jest ono zdecydowanie niższe od statystycznych 13,2 proc. Cała rzesza Polaków tylko oficjalnie nie ma pracy – w rzeczywistości pracuje w szarej strefie lub za granicą albo po prostu nie ma ochoty podejmować zatrudnienia. W Nysie udało się ujawnić prawdziwą skalę bezrobocia. Jego obecny zasięg to efekt trudnych lat początku transformacji, gdy wprowadzono zasadę, że za wszystkich zarejestrowanych jako bezrobotni państwo płaci składkę zdrowotną. I ta zaszłość powoduje, że można pracować na czarno, nie płacić podatków ani składek i mieć darmową opiekę zdrowotną. Czy może być lepsza metoda zachęcania do pozostawania w szarej strefie? O tym, że taka sytuacja ma miejsce, wiedzą wszyscy. Chyba wszyscy też słyszeli o emigrantach, którzy pracują np. w Londynie, a w Polsce otrzymują świadczenia. By pokazać, jak jest w rzeczywistości, wystarczył jeden aktywny urząd pracy. Ale mimo dość powszechnej wiedzy na temat nikt z tym aktywnie nie walczył. Trwa przepychanka między resortami o dodatkowe pieniądze na walkę z bezrobociem, czyli dopłacaniem do poszukujących pracy. To słuszna metoda, ale zanim państwo będzie wydawać na ten cel pieniądze, najpierw powinno podjąć się aktywnych działań w ramach obecnych możliwości. Powinny powstać prawdziwe urzędy pracy. Bo to, co mamy dziś, często przypomina tylko miejsca rejestracji bezrobotnych. Może warto zastanowić się nad przynajmniej częściową ich prywatyzacją, i płaceniem tylko np. za znalezione miejsca pracy, a nie za godziny spędzone przez urzędników za biurkami.

Ministerstwo Pracy chce nieco poprawić tę sytuację. Ale żaden polityk nie chwali się walką z wyłudzaniem pieniędzy. Zamiast powiedzieć kilkunastu milionom Polaków uczciwie płacącym podatki, że walczymy z niepotrzebnymi wydatkami opłacanymi z waszych danin, wszyscy oni myślą, jak nie zrazić do siebie tych tysięcy fałszywych bezrobotnych.

Nyski sposób na fikcyjne bezrobocie