Czy to wiara w koniec kryzysu, czy w przyszłość polskiego Internetu? Bez względu na motywację dla całej polskiej branży internetowej to dobra informacja. Jeśli ktoś bowiem wierzy, że zarobi na Internecie, i na dodatek stawia na to swoje pieniądze, to znaczy, że pomimo spowolnienia i niechęci internautów do płacenia jest to możliwe. Trudno bowiem fundusz private equity podejrzewać, że chce budować internetowe imperium, tylko dla prestiżu jego posiadania.

Powodów do radości może nie mieć tylko Onet. Gdyby bowiem nowemu właścicielowi przyszło do głowy połączenie obu nabytków w jeden portal, zdetronizowałby on Onet w kategorii najpopularniejszej witryny informacyjnej w Polsce.

Wielkość liczona liczbą użytkowników to jednak nie wszystko. Co prawda przekłada się to na przychody reklamowe, ale w polskim Internecie, bardziej niż kiedykolwiek, liczy się pomysł na biznes. Nie jest bowiem łatwo przekonać nawet ułamek z wielomilionowej rzeszy użytkowników, by za cokolwiek w sieci płacili.

To, że każdy z nas wolałby mieć coś za darmo, niż za to płacić, w przypadku Internetu obraca się koniec końców przeciwko jego użytkownikom. Bo żeby coś stworzyć, trzeba w to zainwestować. A oprócz filantropów prawie nikt nie wydaje swoich pieniędzy, by nic z tego nie mieć. Bez inwestycji trudno o jakość, tak jak mało kto chciałby pracować bez pobierania wynagrodzenia. Z roku na rok polski Internet osuwa się więc coraz bardziej w infantylną otchłań, w której rządzą informacje o celebrytach, plotki, półnagie fotki czy żebrolajki, a informacje zmanipulowane czy sponsorowane coraz trudniej odróżnić od prawdy. Ratują go tylko pasjonaci. Ale żadna pasja nie trwa wiecznie. Może więc nowi inwestorzy, oprócz zastrzyku gotówki, wniosą też nowy pomysł na biznes, z korzyścią dla wszystkich internautów. Nawet gdybyśmy mieli za to zapłacić...